Jak pewnie wiecie od dłuższego czasu szukałam godnego zamiennika podkładu Dr Irena Eris Provoke Matt, który został wycofany ze sprzedaży. Chciałam znaleźć podkład, który będzie dobrze kryjący, matowy, trwały, a ponad to nie spowoduje pogorszenia stanu mojej kapryśnej cery. I w końcu znalazłam, a mowa o podkładzie Artdeco Perfect Teint. Dawno żaden podkład nie zrobił na mnie tak dobrego wrażenia. Można go kupić w Douglas-ie za około 80 zł czyli cenowo wypada podobnie, jak Irena. W mojej opinii jednak jest od niej lepszy pod kilkoma względami. Przejdźmy do szczegółów.
OPAKOWANIE I POJEMNOŚĆ
Szklane, z pompką, pojemność to 20ml.
Odcień, którego aktualnie używam to 16 i jest naprawdę bardzo mocno zbliżony kolorystycznie do Eris Provoke 210. Artdeco jest może nieco ciemniejszy i bardziej beżowy, ale różnica jest mało dostrzegalna. Mam też odcień 35, który jest już trochę ciemniejszy, niż 16 i kiedy jestem bardziej opalona (samoopalaczem), to mieszam ze sobą te dwa kolory. Wówczas uzyskuję idealny odcień.
KONSYSTENCJA
Tu również dostrzegam podobieństwo do Eris Provoke Matt, a mianowicie obydwa podkłady są raczej gęste, nie spływają po dłoni. Lubię podkłady o takiej kremowej formule, bo nie ma ryzyka zachlapania ubrania czy toaletki podczas szykowania się. Takie konsystencje najczęściej zwiastują też dobre krycie.
KRYCIE
Musze przyznać, że pod względem krycia jest to podkład idealny. Już przy jednej, cienkiej warstwie kryje wszystkie niedoskonałości, a mam ich aktualnie sporo (ten czas w miesiącu). Kryje nawet mojego pseudo-wąsa czyli takie przebarwienie nad górną wargą, które pojawia się u mnie zawsze wiosną i latem, od słońca. Krycie porównałabym do Double Wear od Estee Lauder, ale podkład Artdeco jest o wiele lżejszy i nie czuć go tak na skórze, jak DW.
WYKOŃCZENIE
Matowe, aksamitne, suche w dotyku czyli to, co lubię. Jako posiadaczka cery tłustej/mieszanej nie przepadam za podkładami, które zostawiają połysk lub efekt mokrej, lepkiej skóry. Podkład powinien być dla mnie matowy i stworzyć idealną bazę pod kontrolowany połysk, którego dodaję dobie rozświetlaczem tam, gdzie chcę. Nie czuję się w tym podkładzie jak w gumowej masce, co czasem ma miejsce w przypadku Double Wear od Estee Lauder.
APLIKACJA
Uwaga to podkład zastygający, więc trzeba się spieszyć podczas rozsmarowywania. Robiąc zdjęcia przed, w trakcie i po aplikacji zdążył mi tak zastygnąć na twarzy, że trudno było go później rozetrzeć. Niemniej to dobry znak, bo zastygające podkłady są najbardziej trwałe.
TRWAŁOŚĆ
Na mojej skórze ten podkład trzyma się w stanie nienaruszonym przez 4 godziny. Jeśli go przypudruję, to wytrzyma nawet do 6 godzin bez poprawek. Nie ściera się, w ciągu dnia nie pojawiają się żadne plamy, niedoskonałości nie przebijają, a róż czy brązer rozcierają się na nim perfekcyjnie.
WADY?
Do wad mogę zaliczyć mdlący zapach, który na szczęście szybko się ulatnia oraz lekkie podkreślanie suchych skórek, choć u mnie jest ich zawsze mnóstwo z uwagi na ostatnie podrygi złuszczania kwasami. Cenowo podkład Eris i Artdeco wypadają podobnie, choć Artdeco ma mniejszą pojemność. Myślę jednak, że za tak dobry podkład mogłabym zapłacić nawet więcej, bo póki co sprawdza się u mnie najlepiej ze wszystkich, które miałam przyjemność przetestować.
DOSTĘPNOŚĆ I CENA
Douglas i drogerie internetowe – cena około 80 zł.
A tak obok Artdeco Perfect Teint prezentują się inne odcienie podkładów, które aktualnie mam w swojej kosmetyczce. Myślę, że odcień 16 będzie pasował do większości z Was, ale oczywiście sprawdźcie sobie to w Douglasie stacjonarnie. Dobieranie odcienia podkładu przez internetu zwykle źle się kończy. W Douglasie można wziąć sobie też bezpłatną “odlewkę” na spróbowanie i w przypadku podkładów to jest naprawdę fajna opcja.
Podsumowując, to aktualnie mój ulubiony podkład, którego używam w codziennym makijażu i póki co jeszcze mnie nie zawiódł. Mam nadzieję, że nie zniknie z rynku jak tylko się do niego przyzwyczaję na dobre. Tak było niestety z Ireną 🙁