ZIMOWY WYJAZD DO ZAKOPANEGO – CO, GDZIE I ZA ILE? SKUTERY ŚNIEŻNE, KULIG, KASPROWY WIERCH, HOTEL ARIES.
Picture of Daria

Daria

Autorka wpisu

Czas na obiecany wpis o naszym wyjeździe do Zakopanego! Jeśli obserwowałyście relację na moim Insta, to już wiecie, że w zeszłym tygodniu odwiedziliśmy to wspaniałe miejsce i dziś mała relacja z tego wypadu. Znajdziecie tu kilka praktycznych informacji takich jak koszt pobytu w hotelu Aries, cena śnieżnego safari na skuterach Snowdoo, kuligu oraz wjazdu na Kasprowy Wierch. Polecę Wam też kilka fajnych knajpek z góralską muzyką na żywo, które warto odwiedzić, więc zapraszam do czytania dalej.

Wypad do Zakopanego mieliśmy zaplanowany już kilka miesięcy temu. Bardzo czekałam na ten wyjazd, bo ostatnie tygodnie były dla mnie dość wyczerpujące. Sesja na studiach ciągnęła się w nieskończoność, a ponura aura w Trójmieście nie pozwalała mi naładować baterii. Pobyt w Zakopanem był nas nas momentem, kiedy mogliśmy w końcu “odpiąć wrotki” i oddać się czystemu relaksowi. Droga do tego relaksu była jednak dosyć długa, bo z Gdańska do Zakopanego jest blisko 700 kilometrów, a więc spędziliśmy w aucie ponad 7 godzin.
Planując ten wyjazd obawialiśmy się tylko jednej rzeczy – pogody. W związku z tym, że w Trójmieście śniegu było jak na lekarstwo, to chcieliśmy nacieszyć się nim w górach. Prognozy nie były zbytnio optymistyczne, bo zapowiadały dodatnią temperaturę i słońce, a nie tego oczekiwaliśmy od zimowego wypadu do Zakopanego. Na miejscu jednak czekała na nas miła niespodzianka. Nie mogliśmy nacieszyć oczu wspaniałymi widokami i prawdziwie zimową aurą. Do szczęścia brakowało nam tylko odrobiny słońca, aby ujrzeć góry w pełnej okazałości.

Po 7 godzinach w aucie w końcu dotarliśmy do naszego hotelu. To właśnie tu zarezerwowaliśmy nasz pobyt kilka miesięcy temu. Dlaczego padło na hotel Aries w Zakopanem? Przede wszystkim urzekło nas jego piękne wnętrze, które łączy w sobie prawdziwie góralski klimat z odrobiną nowoczesności. Nigdy wcześniej nie miałam okazji być w tak bajkowym miejscu i zdjęcia w sieci absolutnie nie oddają jego uroku. Hotel już z zewnątrz robi ogromne wrażenie, a mieści się w samym sercu Zakopanego, nieopodal Krupówek. Mieliśmy do nich przysłowiowy “rzut beretem”. 
Już na wejściu do hotelu przywitał nas zapach drewna palonego w kominku i spokojna, kojąca muzyka. Ja oczywiście nie mogłam powstrzymać się od robienia zdjęć i relacjonowania wszystkiego na moim InstaStory, więc jeśli macie ochotę, to zerknijcie do wyróżnionej relacji o nazwie “Zakopane”. Dzięki niej zdjęcia ożyją 🙂 
Co do kosztu pobytu w hotelu, to wyniósł łącznie 2070 zł za 3 doby + 90 zł za parking. W cenie było śniadanie oraz dostęp do siłowni, basenu, zewnętrznego jacuzzi oraz sauny. Wybraliśmy pokój o nazwie Executive Double.
Po zabukowaniu się w hotelu i krótkim odpoczynku udaliśmy się na Krupówki, żeby coś zjeść. Klimat tego spaceru był niesamowity – padał śnieg, panował lekki mrozik, a z każdej knajpki wydobywał się zapach palonego drewna i mięsa z grilla. Prosiłam Was wtedy na InstaStory o polecenie jakiejś fajnej, góralskiej knajpy z muzyką na żywo i dostałam ponad 200 odpowiedzi! Najwięcej osób polecało wówczas Owczarnię, a że byliśmy całkiem niedaleko, to postanowiliśmy ją odwiedzić. Przywitało nas tam piękne, karczmiane wnętrze z mnóstwem ludzi i góralska muzyka na żywo – coś pięknego! Na Instagramie wspominałam Wam już, że w poprzednim wcieleniu byłam chyba góralką, bo takie klimaty niesamowicie mi się podobają. W kwestii jedzenia – na co dzień jem bardzo mało mięsa i zazwyczaj jest to drób, więc obawiałam się o jakieś żołądkowe rewolucje, ale na szczęście nic takiego się nie stało (jeszcze…). Taka deska mięsa wraz z dodatkami i grzanym piwkiem kosztowała nas 110 złotych. W kolejnych dniach odwiedziliśmy jeszcze kilka innych restauracji i całkiem przyjemnie było również w Stek Chałupie, chociaż na górnym piętrze było bardzo gorąco. 
Kolejny dzień zaczęliśmy od wizyty w hotelowej restauracji o nazwie Halka. Śniadania są tu serwowane w formie szwedzkiego stołu i naprawdę jest z czego wybierać. Klimat restauracji również nas urzekł i generalnie cały hotel jest nieprawdopodobnie spójny w całym swoim wystroju. Detale, które znajdują się w restauracji czy w lobby obecne są także w pokojach, co tworzy jedną, harmonijną całość. 
Po śniadaniu wyruszyliśmy kolejką na Kasprowy Wierch. Bilety mieliśmy już kupione przed wyjazdem do Zakopanego, co miało swoje plusy, bo przy kasach ciągnęła się ogromna kolejka. Minusem jest jednak to, że akurat w tym dniu było bardzo pochmurno i nie zobaczyliśmy pełnego krajobrazu gór. Już kolejnego dnia na Kasprowym świeciło słońce, więc chyba jednak warto było kupić bilety będąc na miejscu i czuwając nad pogodą. Wjazd kolejką linową trwał około 15 minut (z jedną przesiadką na Myślenickich Turniach) i był dla mnie przeżyciem niemalże traumatycznym. Najgorsze były chyba przejazdy przez podpory, bo to wtedy cały wagonik zaczyna się trochę bujać, a ludzie wydają z siebie jęki przerażenia. Niesamowite jest to, że wagon porusza się z prędkością 8 metrów na sekundę, a w środku zupełnie tego nie czuć. Na Kasprowym czekała na nas śnieżna zamieć i zerowa widoczność. Szacuneczek dla snowboardzisty, który zjechał sobie jakby nigdy nic w dół stoku, gdzie na wyciągnięcie ręki nic nie było widać! (możecie to zobaczyć na moim InstaStory). Niemniej jednak wyprawa i tak była nas nas bardzo udana –  pokonałam swój lęk wysokości, a herbatka z cytryną nigdzie nie smakowała tak dobrze, jak tam. Wjazd i zjazd kolejką kosztował nas łącznie 200 zł za dwie osoby. 
Zmarznięci i trochę zmęczeni wróciliśmy do naszego hotelu, aby odpocząć i przygotować się do następnych atrakcji. W pokoju czekał na mnie piękny, walentynkowy bukiet kwiatów 🙂 Wpakowaliśmy się w naszą bieliznę termoaktywną i koło godziny 15:30 ruszyliśmy w umówione miejsce, a konkretnie na ulicę Krzeptówki.

Kolejną atrakcją tego dnia był kulig. Przy ulicy Krzeptówki czekał już na wszystkich autobus, którym następnie pojechaliśmy na miejsce startu całego kuligu. Wpakowaliśmy się w czteroosobowe sanie i wyruszyliśmy na godzinną przejażdżkę tzw. Zaczarowaną Doliną. Klimat podczas tej wyprawy był naprawdę magiczny. Po powrocie znów wsiedliśmy w autobus i pojechaliśmy do góralskiej chaty na walentynkową zabawę, która również była w cenie tego wypadu. 
Usmażyliśmy sobie kiełbaskę i zasiedliśmy w przytulnej chatce, gdzie przygrywała nam góralska kapela. Było grzane wino, coś słodkiego na deser i tańce z niespodziewanym gościem na końcu. Wszystko odbywało się w niesamowicie miłej, przyjaznej atmosferze, a organizator spisał się na medal. Cała impreza z kuligiem trwała około 3 godziny i kosztowała 140 zł za dwie osoby. 
Kolejnego dnia wybraliśmy się na Snow Safari, na które chyba czekałam najbardziej podczas całego wypadu. Już o 9:00 rano byliśmy w umówionym miejscu na Gubałówce, skąd pojechaliśmy na skuterach śnieżnych w piękne, podhalańskie okolice. Pogoda wyjątkowo nam dopisała, bo nie padał śnieg, nie było wiatru, ale utrzymywał się lekki mróz. Nie da się opisać słowami tego, jak ogromną frajdą jest jazda na takim skuterze, wchodzenie w zakręty na granicy upadku i wyskakiwanie z niewielkich górek, które są na trasie. A to wszystko w pięknych okolicznościach przyrody! Przed całą wyprawą przewodnik dokładnie pokazuje jak jeździć skuterem oraz wyjaśnia zasady bezpieczeństwa, więc nie musicie się martwić, jeśli jeszcze nigdy nie jeździliście. Dla nas to również był pierwszy raz, ale z pewnością nie ostatni. W połowie wyprawy zatrzymaliśmy się na ciepły poczęstunek przy ognisku i ruszyliśmy w drogę powrotną. Całość trwała 3 godziny, koszt to 800 zł + 45 zł/ os. za strój ochronny (spodnie, kurtka, buty). W cenie było już wypożyczenie kasku, maski i rękawic. 
Kolejnego dnia musieliśmy już wyjeżdżać i naprawdę żal było nam opuszczać to wspaniałe miejsce. Droga powrotna była już nieco dłuższa, bo trwała 9,5 godziny z uwagi na kiepskie warunki atmosferyczne, ale nie tylko. To był mój pierwszy, zimowy wypad do Zakopanego, pierwsza jazda na skuterze śnieżnym, pierwszy kulig i… pierwsza w życiu grypa żołądkowa. Teraz już wiem o czym mówili moi znajomi, gdy ich to spotykało, a ja nie chciałam wierzyć, że może być tak źle. Mimo to wypad zaliczam do bardzo udanych i myślę, że wrócimy tam jeszcze latem. Mam nadzieję, że post przypadł Wam do gustu, bo ja osobiście miałam dużą frajdę przy jego tworzeniu. 
A Wy miałyście już okazję być zimą w Zakopanem? Dajcie znać jakie są Wasze wrażenia!

______________
INSTAGRAM      FACEBOOK   ♥ SNAP hedonistkaaa 

Przeczytaj także