“Modelka ocenia zdjęcia widzów” lub “kosmetolog reaguje na pielęgnację cery znanej youtuberki” to filmy, które idealnie wpisują się w bardzo popularny, internetowy trend. Znani youtuberzy biorą pod lupę innych twórców, ich zachowania, a także produkty, których używają. Nie czuję się komfortowo oceniając innych, więc tego typu publikacji na pewno u mnie nie znajdziecie. Jednak jako włosomaniaczka chętnie przyjrzę się kilku popularnym kosmetykom do włosów. Będą to produkty, o które bardzo często pytacie i które wzbudzają wiele Waszych wątpliwości. Mam nadzieję, że w dziś uda mi się je rozwiać.

WCIERKA JANTAR
To chyba jedna z najpopularniejszych wcierek, które na rynku istnieją już od dawna. Gdy zaczynałam swoją przygodę z włosomaniactwem, to właśnie ten produkt był na tak zwanym topie. Jako początkująca włosomaniaczka przeszukałam wszystkie, możliwe drogerie i apteki w poszukiwaniu tej wcierki. Była tak rozchwytywana, że musiałam ją specjalnie zamówić u farmaceutki, by w końcu móc ją przetestować. Pamiętam swoje rozczarowanie po kilku tygodniach stosowania. Pojawił się łupież, swędzenie skóry głowy, podrażnienie. Jeszcze wtedy nie miałam zielonego pojęcia o składach kosmetyków, kupując je tylko i wyłącznie na podstawie czyichś poleceń. Dziś wiem, co tak naprawdę przyczyniło się do podrażnienia skóry głowy. Najprawdopodobniej był to Propylene Glycol, który jest promotorem przenikania, a więc ułatwia przechodzenie cennych substancji z wcierki wgłąb skóry. U mnie niestety zwykle (choć nie zawsze) powoduje powstawanie łupieżu i nadmierne przetłuszczanie skóry głowy, a także swędzenie i pieczenie. We wcierce Jantar ten składnik znajduje się już na drugim miejscu, zaraz po wodzie. Na liście składników znajdziemy też mnóstwo roślinnych ekstraktów, co jest jak najbardziej na plus. Przy końcu składu mamy PEG-20 oraz donory formaldehydu, które są potencjalnie drażniące. Wrażliwa skóra głowy może się zbuntować, choć oczywiście nie jest to regułą. U mnie niestety Jantar już dawno poszedł w odstawkę, ale są też fanki tego produktu.

SZAMPON BABYDRAM (NOWA WERSJA)
Kiedyś był to mój ulubiony szampon i to na niego przerzuciłam się po odstawieniu produktów typu Head&Shoulders. Moja skóra głowy bardzo dobrze na niego zareagowała – przestała się nadmiernie przetłuszczać, dzięki czemu mogłam rzadziej myć włosy. Później jakoś o nim zapomniałam i w międzyczasie zmienił się też skład. Mamy w nim obecnie jeden mocny i dwa łagodne detergenty, w tym Cocamidopropyl Betaine, który może powodować podrażnienia. Jest też Propylene Glycol – tak samo, jak w przypadku wcześniej omawianej wcierki może być drażniący. Babydream zawiera też proteiny pszeniczne, a więc jest możliwość lekkiego usztywnienia włosów. Uważam, że proteiny w szamponie są zbędne szczególnie, jeśli w odżywce i serum również się znajdują. Wówczas bardzo łatwo o przeproteinowanie włosów. Babydream poszedł u mnie w odstawkę i w moim eBooku nie wymieniłam go na liście polecanych kosmetyków.

MYTHIC OIL HUILE ORIGINALE (NOWA WERSJA)
Swego czasu było to bardzo popularne serum wśród włosomaniaczek. Nie ukrywam, że sama przyczyniłam się do kultowości tego produktu, bo to właśnie ja zaczęłam go mocno polecać na swoim blogu. Aktualnie w składzie znajduje się alcohol denat. już na drugim miejscu. Jest konserwantem, a także ułatwia substancjom czynnym wnikanie w skórę głowy. Problem w tym, że serum nakładamy na długość włosów, mniej więcej na wysokości ucha w dół. Nie powinno się aplikować tego produktu na skórę głowy, bo skończymy z tłustymi plackami, więc alcohol denat. jest tu w mojej opinii zbędny. Posiadaczki wysokoporów czy nawet średnioporów mogą odczuć po czasie pogorszenie kondycji włosów i ich uwrażliwienie. Myślę, że na rynku jest obecnie dużo lepszych, silikonowych ser i całą listę polecałam w rozdziale 7 mojego eBooka “Nauczę Cie dbać o włosy” Znajdziecie tam też przykłady produktów bez silikonów, które idealnie sprawdzą się w pielęgnacji CG.

WCIERKA BANFI HAJSZESZ
To wcierka, która obecnie ma swoje pięć minut. Skład jest naprawdę przyjemny, choć już na początku znajduje się alkohol. Tu jednak jego obecność jest w pełni uzasadniona – pozwala na lepsze wnikanie składników w głąb skóry głowy. Problem w tym, że jeśli jesteście posiadaczkami wrażliwej skóry głowy, to ta wcierka po kilku zastosowaniach może powodować takie dolegliwości jak pieczenie, swędzenie, podrażnienie, nadmierne przetłuszczanie i łupież. Wcierki alkoholowe są świetne i bardzo skuteczne, ale niestety nie każda osoba może pozwolić sobie na ich stosowanie. Jeśli macie “mocną” skórę głowy, to możecie śmiało korzystać z tej wcierki. Ponownie polecę lekturę mojego eBooka,w którym znajdziecie całą listę wcierek z podziałem na alkoholowe, bezalkoholowe oraz olejowe. Same perełki, które naprawdę warto przetestować, jeśli chcecie zagęścić swoją czuprynę!

Mam nadzieję, że rozwiałam Wasze wątpliwości w kwestii powyższych produktów, bo to właśnie o nie pytacie najczęściej. Myślę, że zrobię z tego typu wpisów jakąś małą serię. Co Wy na to?