ULUBIEŃCY STYCZNIA: BLACK ORCHID, SKIKIORIORI TSUBAKI I SOPOT ZIMĄ.
Picture of Daria

Daria

Autorka wpisu

Dziś przygotowałam dla Was małe zestawienie produktów, które podbiły moje serce w ostatnim czasie. Będzie kilka kosmetyków kolorowych takich jak paletka cieni, pomadka, kredka do oczu i błyszczyk, a także coś do pielęgnacji ciała i włosów, więc jeśli jesteście ciekawe, to zapraszam na moich styczniowych ulubieńców. 

Zacznę od zapachu, po który w styczniu sięgałam najczęściej i jest to woda perfumowana Tom Ford Black Orchid. Kiedy ją pierwszy raz powąchałam, to wzbudziła u mnie skrajne emocje. Z jednej strony wyczuwałam tam moje ulubione nuty czyli czarną porzeczkę, a z drugiej odrzucał mnie trochę aromat kwiatowy, za którym nie do końca przepadam. Jednak prawdziwe oblicze tego zapachu dostrzegłam dopiero po aplikacji na skórę. To perfumy niejednoznaczne, bardzo eleganckie i powiedziałabym nawet, że nieco osobliwe i niszowe. Niezwykle ciekawie rozwijają się na skórze i po kilku minutach od aplikacji zapach zupełnie nie przypomina tego, który wydobywa się bezpośrednio z flakonu. Lubię takie kompozycje, które zaskakują i nie wiadomo czego można się po nich spodziewać. Najlepsze jest jednak to, że u mnie ten zapach utrzymuje się nieprawdopodobnie długo, podobnie jak w zasadzie wszystkie perfumy od Michaela Korsa (np.Sexy Amber). Podsumowując – to w mojej opinii zapach dla kobiety z charakterkiem, która lubi się wyróżniać 🙂
Pozostanę jeszcze chwilkę w tematyce zapachów. Gdzieś w otchłani mojej szafki z kosmetykami odnalazłam resztkę balsamu, którego bardzo często używałam w okresie letnim i jest to Dr Irena Eris Odżywczy Balsam-Nektar FIJI. Jego zapach przywiódł mi na myśl same pozytywne wspomnienia, a przede wszystkim ten ciepły, słoneczny klimat, którego mi brakuje. Przypomniałam sobie jak bardzo lubiłam ten balsam – rewelacyjnie nawilża, szybko się wchłania, a zapach jest niezwykle trwały i kuszący. Kupiłam kolejne opakowanie i w zeszłym miesiącu używałam tego balsamu codziennie. Uwielbiam go!

Jeśli chodzi o pielęgnację włosów, to faworytką w tej kategorii okazała się japońska maseczka Skikioriori Tsubaki – terapia intensywnie regenerująca z olejkiem Tsubaki, aminokwasami i ceramidami. To jak wspaniale uelastycznia, wygładza i wspomaga rozczesywanie jest nie do opisania. Prócz silikonów ma w składzie jeszcze olej migdałowy, argininę, sok aloesowy, wyciąg z brzoskwini, arbutynę oraz oczywiście olejek tsubaki. Lubię ją za to, że daje wyraźną poprawę stanu włosów już po pierwszym użyciu. Są w dotyku jak sztuczne, gładkie włosy lalki (w tym pozytywnym znaczeniu).

Najczęściej używanym i ulubionym produktem do ust w zeszłym miesiącu była pomadka Maybelline Color Sensational Matte o nazwie Smoky Rose 987. Uwielbiam ją za ten cudowny, brudno-różowy kolor, krycie i to, że nie podkreśla suchych skórek jak to maty mają w zwyczaju. Jest bardzo kremowa i ładnie się “zjada” nie tworząc żadnych odcięć i nieestetycznych linii. Można dzięki niej wyrysować precyzyjny kształt ust, ale ja zazwyczaj używam jej w duecie z moją ulubioną konturówką od Wibo Lip Define Pencil nr 2. Poza tym pięknie pachnie budyniem waniliowym!

A kiedy nie miałam ochoty na mat, to używałam błyszczyka Clinique Pop Lacquer 01 Cocoa Pop. To według mnie najlepszy wybór do dziennego makijażu, bo jego kolor jest na tyle zgaszony, że nie będzie się wybijał na pierwszy plan. Formuła jest dosyć gęsta i lepka, ale ja akurat jestem fanką takich konsystencji. Dzięki temu błyszczyk utrzymuje się na ustach bardzo długo. Jego również można spokojnie używać w duecie z Wibo Lip Define Pencil nr 2 i to combo jest naprawdę idealne.

Do łask powrócił u mnie balsam Tisane, o którym moje pękające usta skutecznie mi przypomniały. Nie ma chyba nic lepszego, niż ten kultowy już miodek. Pierwszy słoiczek kupiła mi wiele lat temu moja mama i za każdym razem, kiedy mam jakieś problemy z ustami, to lecę do apteki po Tisane. Jeszcze nigdy mnie nie zawiódł i to aż dziwne, że producent przez tyle lat nie zepsuł jego receptury. Używam go też czasem pod oczy i to najlepszy sposób na ukojenie mocno przesuszonej skóry w tych okolicach.

A co w temacie makijażu oczu? Tutaj faworytką była u mnie paletka Isa Dora 66 Divine Eyes. Zawiera same cienie błyszczące, których używam na całą, górną powiekę ruchomą lub jako akcent np. w wewnętrznym kąciku (najjaśniejszy kolor). Myślę, że to paletka przede wszystkim dla posiadaczek niebieskich i zielonych oczu, bo dzięki takim odcieniom kolor tęczówki jest idealnie wybity. Cienie mają dobrą pigmentację, ale aby ją uzyskać najlepiej nakładać je palcem i to na nieprzypudrowany korektor lub mokrą bazę.

Przetestowałam już wiele kępek rzęs, ale dopiero niedawno kupiłam te idealne i są nimi kępki marki Kiss (dostępne w Superpharm). W zestawie znajdziecie trzy długości, dzięki czemu można pięknie wymodelować oko według swoich preferencji. Nie wyobrażam sobie makijażu na jakieś specjalne okazje bez “podrasowania” oczka kępkami, bo to robi ogromną różnicę. Trochę odeszłam od rzęs na pasku, bo przy nich trzeba się bardziej namęczyć podczas aplikacji. Dużo łatwiej idzie mi z kępkami i są też bezpieczniejsze, bo jeśli coś się odklei, to aż tak tego nie widać, jak w przypadku rzęs na pasku. Kępki, o których piszę nie są błyszczące, więc nie odróżniają się od naturalnych rzęs i mają malutki węzełek, co również jest bardzo ważne.

Gdzieś w akcji zagubiła mi się moja ulubiona, cielista kredka z Bell, o której już wiele razy Wam wspominałam. Przeszukując swoje zapasy natrafiłam na kredkę Kiko z kolekcji Asian Touch w kolorze 01 i również jestem z niej bardzo zadowolona. Jest mięciutka, kremowa i już za jednym pociągnięciem pokrywa całą linię wodną bez konieczności poprawek. Ma też fajny kształt, bo wygląda trochę jak pędzel.

Ostatnim produktem jest maseczka z Bielendy z serii profesionalnej Antibacterial Face Mask z zieloną glinką. Zazwyczaj podchodzę z dużą rezerwą do gotowych maseczek z glinkami, bo wolę te sypkie, do samodzielnego rozrabiania, ale tym razem postanowiłam skusić się na jakiegoś gotowca. Uwielbiam maskę po kwasach z tej profesjonalnej serii, więc pomyślałam, że może i ta będzie tak dobra. Nie pomyliłam się, bo faktycznie pięknie uspokaja cerę i mam też wrażenie, że lekko ją rozjaśnia, co akurat jest dla mnie dużym plusem. Nie spowodowała u mnie żadnej, alergicznej reakcji i chętnie do niej wracam po całym dniu noszenia makijażu.


I na koniec trochę zdjęć z mojego ukochanego, zimowego Sopotu. W końcu przyszła do nas zima! Z kolei na Walentynki wybieram się do Zakopanego, więc jeśli chciałybyście zobaczyć relację z tego wyjazdu, to zapraszam do oglądania mojego InstaStory klik 🙂 


Dajcie znać czy coś wpadło Wam w oko i jeśli macie jakieś pytania, to postaram się pomóc 🙂


____________________________
INSTAGRAM      FACEBOOK   ♥ SNAP hedonistkaaa 
Przeczytaj także