Jesteśmy już praktycznie w połowie lutego, a ja jakimś cudem zapomniałam o publikacji ulubieńców stycznia. Zdjęcia zalegały na dysku i dziś dopiero na nie trafiłam. Mam wrażenie, że te zimowe miesiące ciągną się w nieskończoność, przez co brakuje mi energii na ogarnięcie wielu spraw. Czy też macie tak ogromną potrzebę słońca, wiosny i ciepła? Ja już nie mogę się doczekać. Dziś przygotowałam dla Was truskawkowy post o ulubionych kosmetykach, których używałam w styczniu. Jesteście ciekawe? To zapraszam do dalszej części posta.
Paletkę kremowych róży/błyszczyków THE BALM HOW ‘BOUT THEM APLLES mam już od dłuższego czasu i ostatnio znów wróciłam do jej używania. Nie dość, że kolory są piękne, to nałożone na usta naprawdę wytrzymują bardzo długo. Konsystencja tych różo-pomadek jest jakby sucha, przez co nie spływają z ust i spokojnie wytrzymają na nich kilka godzin. Nie są też wysuszające, dlatego tak dobrze spisują się również na policzkach. A opakowanie? Urocze i zwracające uwagę. Kiedy wyciągam tą paletę w pracy wzbudza wielkie zainteresowanie. Osobną recenzję wraz ze swatchami możecie przeczytać TUTAJ klik.
Jeśli chodzi o produkty do makijażu twarzy, to moim absolutnym faworytem jest trio do konturowania ISA DORA FACE SCULPTOR 01 Warm Peach. Muszę przyznać, że taki kolor różu “chodził” za mną już od dawna. Jest świeży, dziewczęcy i pięknie ożywia twarz. Nie zafunduje nam tandetnego efektu na policzkach, a w połączeniu z bronzerem naprawdę wygląda genialnie. Rozświetlacz jest subtelny ale ma bardzo ciekawy odcień. Nie tak nachalny jak Mary Lou Manizer, a jednak widoczny. Lubię produkty, które są dobrze skomponowane i znajdują się w jednym pudełeczku, dzięki czemu nie trzeba w razie podróży pakować do torby wielu kosmetyków. Zdecydowanie polecam Wam to trio. Dostępne jest w perfumeriach Douglas.
Produktem, który towarzyszył mi dosyć często w minionym miesiącu był puder HD INGLOT 403. Kupując go stacjonarnie byłam przekonana, że jest matujący i będę używać go przy wykańczaniu makijażu, a żółte tony ładnie odświeżą skórę. Po aplikacji w domu okazało się, że ma satynowy, a nawet lekko perłowy “glow”, dlatego bardziej nadaje się na rozświetlacz. I w tym przypadku sprawdza się fenomenalnie. Nałożony na kości policzkowe początkowo nie wygląda intensywnie ale w świetle sztucznym lub przy lampie błyskowej daje genialny efekt wygładzenia. Nakładam go nie tylko na kości policzkowe ale też na środek czoła, nos i nad ustami czyli we wszystkich miejscach, które chcę rozświetlić. Nie bez powodu jest to puder HD, dlatego myślę, że będzie idealny przy sesjach foto lub w makijażu ślubnym, okazjonalnym. Puder znajdziecie w Inglocie.
Mój ulubiony podkład w tym miesiącu to DR IRENA ERIS MATT PRECIO 201. Nadal uwielbiam podkład z serii Provoke Matt ale postanowiłam go trochę oszczędzać. Odnalazłam w swojej kosmetyczce właśnie Matt Precio i jestem zachwycona efektem. Jest bardzo podobny do Provoke ale ma lepsze działanie nawilżające. Przy moich “zwisających” skórkach na twarzy ten podkład jest jak zbawienie.
Znów wróciłam do paletki MAKEUPREVOLUTION WELCOME TO THE PLEASUREDOME i uważam, że jest to jak dotąd najlepsza paleta marki. Pigmentacja to po prostu bajka, a kolory to połączenie neutralnych brązów i delikatnych akcentów kolorystycznych takich jak turkus, fiolet i zielenie. W palecie mamy wszystko, czego nam potrzeba od matowych, jasnych odcieni, po ciemne czyli idealne do modelowania kącika oka lub załamania powieki. Aktualnie jest to moja ulubiona paleta, którą “katuję” każdego dnia. Makijaż inspirowany Beyonce i wykonany właśnie przy użyciu tej palety możecie zobaczyć TUTAJ klik.
Mój ulubiony pędzel? ZOEVA 227 SOFT DEFINER. Idealny do załamania powieki czy zewnętrznego kącika. Można nim nakładać cień na całą powiekę i rozcierać. Jeśli miałabym wybrać jeden ulubiony pędzel, to byłby właśnie ten. Jest idealnie wyprofilowany i z łatwością wykonamy nim cieniowanie na oku. To też odpowiednik Mac’owskiego 217, a w dużo niższej cenie. O całym zestawie Zoeva Rose Golden pisałam TUTAJ klik. Jeśli nie chcecie kupować całego zestawu pędzli, to akurat ten model jest dostępny w sprzedaży osobno.
Zapachy, które towarzyszyły mi przez cały poprzedni miesiąc wyraźnie wskazują na to, że tęsknię za wiosną/latem. Perfumy L’OCCITANE NEROLI mają zniewalający aromat, który kojarzy mi się właśnie z wiosną i z ciepłem. Uwielbiam zapach orchidei, a w połączeniu z pomarańczą i brzoskwinią jest po prostu bardzo kobiecy, trochę uwodzicielski ale nie duszący.
Mgiełka ORIFLAME NATURE SECRETS o zapachu malin i mięty to produkt, który używałam zeszłego lata. Ale to pięknie pachnie! Woń mięty nie jest nachalna i głównie wyczuwam słodkie maliny.
Pianka peelingująca ORGANIQUE SUGAR WHIP PEELING ICE TEA o zapachu mrożonej herbaty to po prostu duża dawka odświeżenia i energii podczas kąpieli. Produkt znalazłam w styczniowym BeGlossy i jestem z niego bardzo zadowolona. Peeling nie jest bardzo intensywny ale zapach utrzymuje się na skórze długo. Produkt jest ponad to wydajny i wystarczy niewielka ilość, aby dokładnie umyć ciało.
Ostatni produkt to coś do ust ale w wersji “torebkowej”. Zawsze ale to zawsze mam pod ręką pomadko-błyszczyki z Celii i jeśli miałabym wybrać jeden ulubiony kolor, to stawiam na 509. To taki truskawkowy, apetyczny odcień, który nie jest ani zbyt nachalny, ani całkowicie transparentny. Nałożony na konturówkę podbija jej kolor i sprawia, że usta są większe, soczyste i prezentują się naprawdę dobrze. Po prostu uwielbiam ten kolor i to mój “must have”.
Ok, na dziś to wszystko. Czy udało mi się Was czymś zainteresować?
Ile pączków dzisiaj zjadłyście? Ja bez szaleństw – pożarłam tylko 2 🙂
Ile pączków dzisiaj zjadłyście? Ja bez szaleństw – pożarłam tylko 2 🙂