O spirulinie pisałam na blogu już 6 lat temu (tak, sama nie mogę uwierzyć jak ten czas szybko leci). Do dziś używam jej w swojej pielęgnacji włosów i skóry, a także w diecie. Ćwicząc na siłowni ważne jest to, aby dostarczać odpowiednią ilość białka z jedzenia, a spirulina jest jego zdrowym i pełnowartościowym źródłem. Mało tego – zawiera mnóstwo witamin i składników mineralnych, które odżywiają nasz organizm od środka. Jeśli chcecie wiedzieć jak dokładnie stosuję spirulinę, to zapraszam do czytania dalej. Mam dla niej aż 4 świetne zastosowania!
ZIELONE “MIĘSKO” DLA
CIAŁA CZYLI DODATEK DO KOKTAJLI
Spirulina jest przez sportowców nazywana zielonym mięskiem. Dlaczego? Bo to naturalne źródło białka oraz witamin K, tiaminy, ryboflawiny, niacyny, B6, kwasu foliowego, a także składników mineralnych takich jak wapń, fosfor, magnez, żelazo, cynk, miedź, mangan, selen, chrom oraz beta-karotenu, chlorofilu i inzytolu. Brzmi cudownie, prawda? Nie bez powodu spirulina jest określana mianem superfood czyli superżywności. Od jakiegoś czas ćwiczę na siłowni i pilnuję dokładnych ilości spożywanego białka tak, aby moje mięśnie mogły rosnąć. Staram się, aby białko w mojej diecie nie pochodziło tylko z mięsa, ale także z innych źródeł, którymi niekoniecznie muszą być kupne odżywki białkowe. W 100g spiruliny jest aż ponad 60g białka. Dosypuję jej trochę do różnych koktajli na bazie mleka owsianego. Dodając tam na przykład banana, trochę płatków owsianych, nasion chia lub siemienia lnianego, masła orzechowego i kakao mam pożywną dawkę protein dla mojego ciała. Dodając do jakiegokolwiek koktajlu banana zabijecie trochę smak i zapach alg, który jest dosyć specyficzny. Nieco mułowaty, może nawet lekko rybi.
Spirulina ma tez działanie przeciwwirusowe. Dodatkową substancją czynną spiruliny jest fikocyjanina, niebieski barwnik o udowodnionych właściwościach antyoksydacyjnych, przeciwzapalnych i antynowotworowych. Spirulina może być przyjmowana jako środek wspomagający w diecie odchudzającej, bo zmniejsza uczucie głodu dzięki fenyloalaninie. Ten sam związek poprawia wytrzymałość na treningach i zawodach oraz dodaje energii.
MASECZKI DO TWARZY
Mieszam jedną czubatą łyżeczkę spiruliny z 2 łyżeczkami wody (najlepiej mineralnej, u mnie Cisowianka). Powstaje z tego gęsta papka, którą nakładam na oczyszczoną skórę twarzy. Zachowuje się trochę jak glinka – po chwili lekko zastyga, więc warto ją zwilżyć wodą. Ja pozostawiam taką maseczkę na 10 minut i spłukuję ciepłą wodą. Warto zachować ostrożność, bo spirulina lubi brudzić wszystko dookoła, ale na szczęście łatwo się spiera. Co daje mi taka maseczka? Czuję, że po jej zmyciu moja skóra jest taka świeża, oczyszczona i ukojona. Zaczerwienienia po pryszczach są jakby bledsze, skóra mniej się przetłuszcza w ciągu dnia. Efekt jest podobny, jak po glince, ale mam wrażenie, że spirulina lepiej koi moją skórę i daje większe poczucie czystości oraz świeżości. Spirulina ma też działanie antyoksydacyjne, a więc będzie działać na skórę przeciwzmarszczkowo. Pamiętajcie, aby przed pierwszym użyciem zrobić sobie próbę uczuleniową, bo to jednak naturalny produkt, a z naturalsami trzeba bardzo uważać. Takich uczuleń i podrażnień jak po niektórych kosmetykach naturalnych nie miałam po żadnym kremie, który teoretycznie ma kiepski skład. Oczywiście nie skreślam całkowicie naturalnych kosmetyków, bo są też takie, które moja skóra uwielbia, ale miejcie proszę na uwadze, że naturalne wcale nie musi równać się bezpieczne dla naszej skóry. Zawsze róbcie próbę uczuleniową na małym kawałku skóry. Zaaaawszeeeee 🙂
Jeszcze wracając do maseczek – spiruliny możecie też dodawać do glinek lub innych waszych ulubionych masek DIY.
DO BODYWRAPPINGU
O bodywrappingu z udziałem spiruliny pisałam na blogu już bardzo dawno i nadal raz na jakiś czas praktykuję ten sposób. Spirulina nadaje skórze gładkości i miękkości. Stosowana na ciało w postaci okładów typu body-wrapping wykazuje działanie antycellulitowe oraz wyszczuplające. Przyśpiesza rozpad tłuszczów, wzmaga wydalanie toksyn, przyśpiesza odpływ limfy, poprawia elastyczność i jędrność skóry. Rozrabiam trzy czubate łyżki spiruliny na 4 łyżki wody, aby powstała z tego gęsta papka (nie rzadka, bo będzie spływać) i nakładam na uda. Następnie owijam całość folią spożywczą (niezbyt ciasno), zakładam jakieś stare legginsy i przykrywam się kocem. Spędzam tak około 40 minut, następnie idę pod prysznic i robię peeling kawowy. Na koniec oczywiście wcieram jakiś balsam antycellulitowy np. z Eveline. Jak mam wolny wieczór na takie spa, to zawsze robię sobie tego typu bodywrapping. Mam wrażenie, ze skóra na nogach po takim rytuale wygląda o wiele lepiej już po pierwszym zabiegu. I tu znów powtórzę to, co w przypadku maseczek na twarz – zróbcie próbę uczuleniową.
MASKI DO WŁOSÓW CZYLI SOLIDNA DAWKA
PROTEIN I SKŁADNIKÓW MINERALNYCH
PROTEIN I SKŁADNIKÓW MINERALNYCH
A skoro spirulina jest źródłem białka, a więc protein, to stanowi świetny dodatek do masek na włosy. Proteiny są w zasadzie budulcem naszych włosów, więc warto je raz na jakiś czas uzupełnić. Na moim Instagramie znajdziecie przepis na świetną maskę PEH czyli proteionowo-emolientowo-humektantową. To oznacza, że taka maska uzupełni Wasze włosy w proteiny, nawilży je oraz domknie do nawilżenie dzięki emolientowi. Jest to maska skomponowana w ten sposób, aby była dla włosów prawdziwą bombą witaminową, ale też dawała efekty wizualne w postaci nabłyszczenia i wygładzenia włosa. Jeśli jeszcze nie znacie przepisu na shrekową maskę, to odsyłam do nowego filmu na moim Instagramie tutaj klik.
Dziewczyny, jeśli macie jakieś pytania, to piszcie śmiało. Postaram się pomóc. Jeśli przeoczyłam jakieś Wasze pytanie zadane gdzieś na Insta, to dodajcie je ponownie tutaj, wówczas na pewno pomogę. Przypominam też, że nie odpowiadam na wiadomości prywatne na Instagramie, bo moja skrzynka pęka w szwach i przestałam już na tym panować 😀