SILIBLEND – HIT CZY KIT?
Picture of Daria

Daria

Autorka wpisu

Kiedy na Instagramie pojawiły się pierwsze filmiki, w których dziewczyny pokazywały jak nakładają podkład silikonowymi wkładkami do biustonoszy, to miałam chwile zwątpienia. “Cyckoblendery” bardzo szybko opanowały internet i nie trzeba było długo czekać na reakcję ze strony marek. I tak oto w sprzedaży dostępne są już profesjonalne aplikatory z silikonu, które mają zapewniać efekt nieskazitelnej skóry po nałożeniu podkładu. Czy to hit, a może kit? O tym w dalszej części dzisiejszego wpisu. 

Siliblend to aplikator od Blend
it! czyli marki, która podbiła moje serce, jeśli chodzi o gąbeczki do
nakładania podkładu i pudrowania na mokro. Jeśli jeszcze nie wiecie o co
chodzi, to odsyłam do tego
posta,
 gdzie wszystko dokładnie wyjaśniłam. Siliblend postanowiłam
wypróbować z czystej ciekawości choć przyznam, że już na wstępie byłam sceptycznie
nastawiona. 
✓ PIERWSZE WRAŻENIE
Moje pierwsze wrażenie było takie, że aplikator jest dosyć sztywny. Myślałam, że będzie bardziej miękki i plastyczny, co znacznie ułatwiłoby dotarcie do zakamarków przy skrzydełkach nosa czy kącikach oczu. Oczywiście można w jakimś stopniu tam dotrzeć, ale w tym przypadku najlepiej sprawdzają się jajowate gąbeczki i ich szpiczasta końcówka. 
✓ JAK UŻYWAM SILIBLEND?
Aplikacja podkładu za pomocą Siliblend wygląda u mnie w ten sposób, że nakładam produkt palcem na skórę, następnie lekko rozprowadzam rozcierając tym silikonowym aplikatorem, a na koniec wklepuję, aby efekt był równomierny. 
✓ ZALETY
Jeśli chodzi o plusy takiej aplikacji, to podkład faktycznie wygląda na skórze bardzo gładko, a pory są dobrze wypełnione. Używając cięższych produktów jak np. Estee Lauder Double Wear czy Dr Irena Eris Provoke Matt uzyskuję bardziej naturalny efekt, niż przy rozprowadzaniu gąbką lub pędzlem, ale to naprawdę minimalna różnica. Byłam zaskoczona, że coś tak śliskiego i sztywnego jest w stanie rozprowadzić jakąkolwiek kremową konsystencję bez plam czy nierówności. Siliblend nie wchłania też produktu do wewnątrz, więc zużywamy o wiele mniej podkładu przy każdej aplikacji. Czyszczenie jest bardzo łatwe – wystarczy namydlić i opłukać pod bieżącą wodą. Na tym w zasadzie plusy się kończą.
✓ WADY
Do wad z całą pewnością można zaliczyć to, że za pomocą Siliblend trudno szybko i dokładnie rozprowadzić podkład na skórze, co jest dla mnie dyskwalifikujące. Kiedy chcę wykonać poranny, ekspresowy makijaż, to z pewnością nie sięgnę po Siliblend, tylko od razu chwycę za pędzel typu Flat Top. W przypadku podkładów zastygających, takich jak Colorstay czy Double Wear szybkość rozprowadzania ma duże znaczenie, a ten silikonowy gadżet to delikatnie utrudnia. Myślę, że tego typu gadżety powinny ułatwiać, a nie kraść nam dodatkowe minuty przed wyjściem. Siliblend-em ciężko dostać się też w zagłębienia przy skrzydełkach nosa czy chociażby precyzyjnie rozetrzeć korektor w wewnętrznym kąciku – i tak musiałam pomóc sobie gąbką. 
✓ INNE ZASTOSOWANIE
Siliblend może znaleźć swoje zwolenniczki, jeśli dotychczasowe metody aplikacji podkładu się nie sprawdziły. Osobiście jednak wolę pozostać przy pędzlach i gąbkach, bo jest szybciej i łatwiej. Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie znalazła innego zastosowania dla tej silikonowej meduzy. Do czego mi się przydaje? Wkładam Silblend na noc do lodówki, a rano rozprowadzam nim krem, którego standardowo używam pod makijaż. Aplikator jest zimny i rewelacyjnie koi skórę, można nim wykonać także masaż lub przyłożyć do opuchniętych powiek. W tej roli spisuje się wręcz wzorowo. 
Podsumowując, gadżet nie jest zły, ale znam o wiele lepsze do rozprowadzania podkładu i z pewnością nie kupiłabym go ponownie. Dajcie znać, jeśli miałyście z nim do czynienia. A tymczasem zostawiam Wam też filmik z użyciem “cyckoblendera” na poprawę humoru 🙂 

Zapraszam też na mój INSTAGRAM @kosmetycznahedonistka

Przeczytaj także

WESOŁYCH ŚWIĄT!

Wigilia już jutro i sama nie mogę w to uwierzyć. Uwielbiam to oczekiwanie na święta, przygotowywanie się do nich i delektowanie urokami grudnia, choć w

Czytaj dalej »