Witam Was z ten leniwy, lany poniedziałek. Dziś przygotowałam kolejną porcję produktów, które ostatnimi czasy udało mi się zużyć czyli typowy “projekt denko”. Znajdziecie tu kilka mini recenzji, więc jeśli jesteście ciekawe, to zapraszam do czytania dalej.

# CLINIQUE MOISTURE SURGE – NAWILŻAJĄCY ŻEL
To już moje drugie opakowanie tego produktu i aktualnie nie wyobrażam sobie, aby mogło go zabraknąć w mojej codziennej pielęgnacji. Nakładam go zawsze rano, pod makijaż. Czekam aż nieco się wchłonie i aplikuję podkład. Moja skóra go uwielbia – jest lekki, nie koliduje z żadnym podkładem czy pudrem, nie skraca ich trwałości i przede wszystkim dostatecznie nawilża. Co ważne – nie spowodował u mnie żadnych zaskórników, więc jeszcze długo ze mną pozostanie.
# ORIFLAME TENDER CARE – UNIWERSALNY BALSAM DO UST
Żałuję, że się skończył, bo mimo dosyć prostego i wbrew pozorom kiepskiego składu jest naprawdę genialny na przesuszone miejsca na skórze. Oprócz ust często lądował u mnie pod oczami i w okolicach nosa, kiedy męczył mnie katar i występowało podrażnienie od ciągłego używania chusteczek. To klasyk, do którego wróciłam po latach i jeśli jakimś cudem ominęłyście wpis o 6 kosmetycznych hitach, do których wróciłam, to zapraszam tutaj klik.

# DOVE PURELY PAMPERING PISTACJA I MAGNOLIA – ŻEL POD PRYSZNIC
Pamiętacie, jak jakiś czas temu polecałam Wam balsam Dove o zapachu pistacji i magnolii? Kiedy w Rossmannie natknęłam się na żel o tym zapachu, to od razu wpadł do mojego koszyka. Pachnie obłędnie i długo utrzymuje się na skórze. Duży minus za to, że nie pieni się dobrze, przez co możemy mieć uczucie słabego oczyszczania. Niezbyt nadaje się też do kąpieli, bo nie stworzy fajnej pianki. Doceniam jednak cudowny zapach i to, że nie przesusza skóry. Po jego użyciu nie muszę już używać żadnej oliwki czy balsamu.

# MACADAMIA NATURAL OIL DEEP REPAIR MASQUE – MASKA DO WŁOSÓW
Gęsta, treściwa i mocno nawilżająca oraz dociążająca maska do włosów. Po jej użyciu włosy są niesamowicie gładkie, miękkie oraz błyszczące. Takie odczucia miałam po zużyciu pierwszego opakowania, ale to drugie nie robi na mnie aż tak wielkiego wrażenia. Powód? Moje włosy potrzebują aktualnie zupełnie innej pielęgnacji, więc na razie nie kupię kolejnego egzemplarza. Za jakiś czas na pewno do niej wrócę, bo to jedna z lepszych masek, których miałam przyjemność używać.

# HIMALAYA HERBALS OBJĘTOŚĆ I SPRĘŻYSTOŚĆ – SZAMPON PROTEINOWY
Zużyłam dwa opakowania tego szamponu i ciągle mi mało. Świetnie oczyszcza i sprawia, że włosy są lekkie, uniesione u nasady, a do tego sypkie i sprężyste. To mój ogromny ulubieniec i jeśli szukacie dobrego szamponu, który nie podrażnia skóry głowy – polecam. Mam nadzieję, że u Was również sprawdzi się tak wyśmienicie. Uprzedzając pytania – niebawem na blogu pojawi się dokładna rozpiska z aktualną pielęgnacją moich włosów, więc jeszcze troszkę cierpliwości (wiem, że czekacie).

# SHEFOOT – KREM ODŻYWCZY Z MASŁEM SHEA DO STÓP
Od kremu do stóp wymagam, aby dobrze nawilżał, zmiękczał i nie był tłusty na tyle, aby kolejnego dnia występowało uczucie lepkości czy śliskości. Ten bardzo szybko się wchłania i mam wrażenie, że nie nawilża w dostateczny sposób. Zdecydowanie bardziej wolę kremy z mocznikiem od Lirene i aktualnie to właśnie one towarzyszą mojej pielęgnacji.
# ORIGINS BY ALL GREENS – MASKA Z ZIELONĄ HERBATĄ, SPIRULINĄ I SZPINAKIEM
Bardzo przyjemna maseczka oczyszczająca, którą mogę polecić posiadaczkom skóry tłustej i mieszanej, skłonnej do powstawania niedoskonałości. Daje przyjemne uczucie chłodzenia, a nałożona na skórę zaczyna się lekko pienić. Po jej usunięciu mam komfort dogłębnego oczyszczenia, ukojenia, a wszelkie stany zapalne znikają szybciej. Żałuję, że się skończyła i jutro lecę po kolejne opakowanie, bo jest naprawdę świetna. Zawiera też białą glinkę i wyciąg z kokosa.

# CLINIQUE SUPERBALANCED SILK MAKEUP – PODKŁAD
Ostatnio zużyłam też podkład od Clinique, który mogę śmiało nazwać bardziej kryjącą wersją Bourjois Healthy Mix. Daje podobne wykończenie czyli prezentuje się niezwykle naturalnie i lekko na skórze. Kiedy potrzebowałam większego krycia, to mieszałam go z podkładem od Dr Ireny Eris Provoke Matt Fluid, który swoją drogą również mi się skończył i planuję uzupełnić zapasy na zbliżającej się obniżce w Rossmannie.

# BOURJOIS VOLUME REVEAL – TUSZ DO RZĘS
Nie spodziewałam się, że ten tusz aż tak bardzo mi podpasuje. Ma silikonową szczoteczkę i początkowo nie byłam zachwycona tym jak prezentuje się na moich rzęsach. Musiałam dać mu trochę czasu, aby nieco zgęstniał i od tamtej pory stał się moim absolutnym ulubieńcem. Wydłuża, rozdziela i pogrubia rzęsy. Utrzymuje też skręt zalotki i nie odbija się na górnej powiece w ciągu dnia. Nie kruszy się i nie tworzy efektu “pandy”. Czego chcieć więcej! Aktualnie mam kilka nowych tuszy do wypróbowania, więc wstrzymam się z jego ponownym zakupem, ale jeśli okażą się kiepskie, to z przyjemnością do niego wrócę.
# ZOEVA NATURALLY YOURS – PALETKA DO MAKIJAŻU
Wybaczcie, że nie pokażę Wam jej od środka, ale moje poczucie estetyki na to nie pozwala 🙂 Zużyłam ją do samego końca i gdyby nie to, że kilka cieni się wykruszyło, to pewnie służyłaby mi troszkę dłużej. Często pytacie mnie o najbardziej uniwersalną paletę godną polecenia. Moja odpowiedź? Naturally Yours od Zoevy. Idealna na dzień i na wieczór.
# DR IRENA ERIS PROVOKE MATT FLUID – PODKŁAD
Nie wiem ile już buteleczek tego podkładu zużyłam, ale to mój hit, o którym wielokrotnie Wam wspominałam. Wiem, ze nie każdej z Was podpasował, ale tak to już jest z podkładami. Trzymam się go, bo przede wszystkim nie powoduje u mnie powstawania nowych niedoskonałości, a skóra po jego zmyciu nie jest przesuszona i podrażniona, co często ma miejsce po innych podkładach. Czekam z niecierpliwością na promocję w Rossmannie, aby poczynić duże zapasy. Wezmę najjaśniejszy odcień 210 oraz 215 i 220. Lubię je mieszać ze sobą w zależności od opalenizny mojego ciała.

# L’OREAL BROW PLUMPER – ŻEL DO BRWI
W końcu się skończył i nie wspominam go dobrze. Niedostatecznie utrwala moje dosyć długie włoski w brwiach, przez co trochę się z nim męczyłam. Po czasie żel stał się coraz mniej przeźroczysty i tworzył na włoskach nieestetyczne kluski. Z pewnością do niego nie wrócę i nadal szukam idealnego żelu do brwi. Plusik za bardzo poręczną szczoteczkę, którą sobie zachowam.

# ST TROPEZ BRONZING MOUSSE – SAMOOPALACZ W PIANCE
To mój aktualny faworyt w kategorii samoopalaczy. Daje piękną, naturalną opaleniznę, która bardzo długo się utrzymuje. Problemem jest to, że dosyć szybko się kończy i potrzeba naprawdę dużej wprawy, aby równomiernie rozprowadzić go na skórze. Ja używam w tym celu specjalnej rękawicy (od samoopalacza z Fake Bake) i wówczas jestem bardzo zadowolona z efektu. Mam już kolejną buteleczkę, która zakupiłam w drogerii internetowej ipefumy. Polecam taką formę, bo w Douglasie ten samoopalacz jest dosyć drogi.
I tak wygląda zestawienie produktów, które ostatnimi czasy udało mi się do końca zużyć. Muszę nieśmiało przyznać, że było ich nieco więcej, ale zapomniałam o zachowywaniu starych opakowań i lądowały w koszu. Teraz mam specjalną torbę, do której skrupulatnie wrzucam te wszystkie buteleczki, aby pokazać Wam je w projekcie denko 🙂
Dajcie znać jaka jest Wasza opinia o pokazanych produktach i jeśli macie jakieś pytania (niekoniecznie związane z dzisiejszym wpisem), to postaram się pomóc.