Mimo, że testuję mnóstwo nowych kosmetyków, to są takie, do których wracam od lat. To takie moje “pewniaki”, ponadczasowe klasyki i wieloletni ulubieńcy, do których jestem niemalże przywiązana emocjonalnie. Zapraszam do dalszej części dzisiejszego wpisu, gdzie przeczytacie o kosmetykach, które kupuję od… co najmniej 7, a nawet 15 lat!
Kochane, zanim przejdę do tematu dzisiejszego wpisu mam do Was małe pytanie. Szukam jakiejś nowej, ładnej i pojemnej toaletki (ta jest już bardzo wysłużona). Polecicie coś, niekoniecznie z Ikei?
SERUM ESTEE LAUDER ADVANCED NIGHT REPAIR
To produkt, który jest chyba takim flagowcem tej marki i wcale się temu nie dziwię. Serum naprawcze od Estee Lauder kupuję regularnie od co najmniej 7 lat, a wcześniej używała go moja mama. Używam z przerwami, bo czasem testuję coś nowego, ale i tak do niego wracam. Dobre kosmetyki już chyba tak mają, że trudno o nich zapomnieć. Każdego wieczoru nakładam odrobinę tego serum na opuszki palców, a następnie wmasowuję w oczyszczoną skórę. Pozostawiam do wchłonięcia i dopiero wówczas aplikuję krem nawilżający. To serum sprawia, że działanie w zasadzie każdego kremu jest jakby “podkręcone”, a moja skóra o poranku wygląda na wypoczętą, jest miękka i nawilżona. Polecam, jeśli chcecie opóźnić procesy starzenia skóry.
ŻEL DO MYCIA TWARZY LA ROCHE POSAY EFFACLAR
O tym żelu wspominałam na blogu już wielokrotnie i wiem, że ma zarówno rzeszę zwolenników, jak i przeciwników. Ja zdecydowanie uwielbiam ten produkt, bo po prostu bardzo dobrze doczyszcza moją skórę z każdego makijażu. I to tak dobrze, że po umyciu twarzy tym żelem na waciku nie ma już praktycznie żadnego śladu po podkładzie. Poza tym żel nie podrażnia mojej skóry, nie zauważyłam też żadnych reakcji alergicznych, co często miało miejsce w przypadku jakichś naturalnych produktów. Oczywiście raz na jakiś czas testuję coś nowego, ale mam wrażenie, że inne kosmetyki nie domywają mojej skóry i związku z tym wieczorny demakijaż trwa o wiele dłużej. Żel Effaclar ma jeszcze jedną zaletę – starcza na baaaaardzo długo, bo jest gęsty i wydajny. Potrzeba naprawdę pół pompki, żeby dobrze go spienić na skórze.
PŁYN MICELARNY BIODERMA SENSIBIO H2O
Tego produktu chyba nie trzeba nikomu przedstawiać, prawda? Ja pierwszy raz użyłam Biodermy idąc za radą mojej pani dermatolog jakieś 12 lat temu (a może nawet więcej). To jeden z najlepszych, jak nie najlepszy płyn micelarny, po którym nie mam podrażnionej skóry, a oczy mnie nie pieką i nie łzawią po demakijażu. Poza tym nie powoduje powstawania nowych zaskórników, a to też ważne. Dopiero niedawno zaczęłam zmywać ten płyn micelarny wodą – wcześniej tego nie robiłam, bo sam producent tego nie zalecał. Faktycznie moja skóra zaczęła się mniej przesuszać, więc coś w tym musi być. Tak czy inaczej – to naprawdę świetny płyn micelarny, który pozostawia skórę idealnie czystą.
BRĄZER BENEFIT HOOLA
W swojej kosmetycznej kolekcji mam kilka brązerów, ale żaden nie jest tak dobrze dopasowany do mojej karnacji, jak Hoola od Benefit. Szkoda, bo wolałabym zaoszczędzić te 170 złotych, ale niestety ten produkt nie ma sobie równych. Lubię jego odcień, który pasuje do mnie zarówno wówczas, gdy mam opaloną skórę, jak i wtedy, gdy jestem blada – w tym tkwi chyba fenomen tego produktu. Super, że jest też zupełnie matowy. Cenię jego trwałość oraz to, że równomiernie się aplikuje nie pozostawiając żadnych plam czy smug. Poza tym zauważyłam, że po innych brązerach na mojej skórze pojawiają się czasem jakieś niedoskonałości, a po tym absolutnie nic takiego się nie dzieje. Jedno opakowanie starcza mi na około pół roku codziennego używania, można powiedzieć, że jest całkiem wydajny. Na koniec malutka przypominajka – pisownia słowa “brązer”, jak i “bronzer” jest poprawna.
MACADAMIA NATURAL OIL – HEALING OIL SPRAY I HEALING OIL TREATMENT
W sumie cała marka Macadamia Natural Oil to moje życiowe odkrycie, jeśli chodzi o pielęgnację włosów. Maski Deep Repair Masque używam od co najmniej 7 lat, tak samo Healing Oil Spray, który ma działanie termoochronne i ułatwia rozczesywanie (poza tym wspaniale pachnie). Oczywiście mam też innych, włosowych ulubieńców, ale zawsze z ogromną przyjemnością wracam do produktów tej marki, bo zawsze po ich użyciu mówię “wow!”. Healing Oil Spray to takie lekkie serum w formie spreju, które będzie dobre dla włosów mających skłonność do obciążania. Dzięki niemu moje włosy zachowują swoją puszystość, ale są wystarczająco zdyscyplinowane, ładnie nabłyszczone oraz zabezpieczone przed działaniem temperatury np. suszarki. Natomiast Healing Oil Treatment to już serum w formie gęstego, ciężkiego olejku, który nakładam tylko na końcówki po umyciu włosów, a następnie jeszcze trochę po wysuszeniu. Pamiętajcie, ze nie jest to olej do olejowania, tylko serum, a to spora różnica 🙂
PUDER MATUJĄCY MANHATTAN CLEARFACE
Ile to już lat, od kiedy używam tego pudru? 10? A może 15? To całkiem możliwe! Pamiętam, że kupowałam go jeszcze będąc w gimnazjum. Był wtedy w takim niebieskim opakowaniu, a dopiero później zyska nową “obudowę”. Uwielbia ten puder do dziś i choć nie wygląda jakoś specjalnie wyjściowo, przypominając tani produkt dla nastolatek, to ja go po prostu uwielbiam. Pozostanie moim totalnym ulubieńcem już chyba zawsze i szkoda, że nie można go już kupić w polskich drogeriach stacjonarnych. Zaopatruję się w niego na Allegro i zawsze robię to hurtem po 5-7 sztuk. Dobrze matuje, wyrównuje koloryt skóry sprawiając, że wygląda zdrowiej, przykrywa przebijające przez podkład przebarwienia, utrwala makijaż. I co najważniejsze – nie zapycha. Odcień 76 Sand jest moim ulubionym. Które z Was używają go z mojego polecenia? Od czasu do czasu piszecie mi o tym w komentarzach 🙂
POMADKI WIBO JUICY COLOR LIPSTICK W ODCIENIU 7 I MISS SPORTY MY BFF W ODCIENIU
O tych pomadkach na blogu pisałam naprawdę mnóstwo razy. Cóż, minęło tyle lat, a ja w dosłownie morzu innych pomadek w swojej toaletce szukam właśnie tych. Mają kolory nie do podrobienia. Wibo to taki chłodny, czekoladowy brąz, który w jakiś magiczny sposób sprawia, że wyglądam jakbym była bardziej opalona, a zęby bielsze. Poza tym fajnie się “zjada” nie tworząc żadnych odcięć. Nie czuć jej na ustach w ciągu dnia, co czyni ją bardzo komfortową. Tak samo w przypadku pomadki Miss Sporty My Bff Lipstick, ale ta ma już bardziej naturalny odcień, idealny na co dzień. To połączenie fioletu i brudnego różu.
WODA PERFUMOWANA MICHAEL KORS MIDNIGHT SHIMMER
O tym zapachu opowiadałam Wam ostatnio na Insta Stories, więc jeśli mnie tam jeszcze nie śledzicie – zapraszam (@kosmetycznahedonistka). Myślę, że Midnight Shimmer mogę śmiało nazwać moją wizytówką zapachową. Wiecie co jest w nich najlepsze? Używam ich od kilku dobrych lat i jeszcze mi się nie znudziły, a to naprawdę rzadkość. Wiele zapachów po jakimś czasie zaczyna mnie męczyć, drażnić, a nawet przyprawiać o mdłości czy ból głowy. Te mają w sobie coś takiego, że chciałabym je mieć na sobie 24/7. Poza tym utrzymują się na mnie bardzo długo – zarówno na skórze, jak i ubraniach. To zapach, który ciężko opisać, ale bardziej nadaje się raczej na sezon jesień/zima. Trochę tajemniczy, trochę zadziorny, lekko ciepły, delikatnie słodki. Ogólnie mieszanka sprzeczności. Może dlatego tak go lubię. Są osoby, które kojarzą mnie po tym zapachu, więc chyba po prostu potrafi zapaść w pamięć.
To teraz Wasza kolej moje drogie Czytelniczki! Napiszcie mi koniecznie jakie są Wasze ponadczasowe hity, do których wracacie od lat. Macie w ogóle takie produkty?