Dziś mam dla Was jeden z najbardziej wyczekiwanych wpisów na blogu czyli aktualna pielęgnacja moich włosów. Ostatni post tego typu pojawił się kilka miesięcy temu, ale mam nadzieję, że teraz aktualizacje będą publikowane regularnie raz w miesiącu. Dzięki temu będziemy mogły wspólnie rozwiązywać nasze “włosowe” problemy.
I. MYCIE WŁOSÓW
W kwestii mycia włosów nadal jest tak, jak kiedyś czyli na co dzień używam szamponu dla dzieci Babydream z Rossmanna, a kiedy stają się zbyt obciążone i brakuje im lekkości, to stosuję przez kilka dni ten z Himalaya Herbals, o którym więcej pisałam tutaj klik. Dzięki zawartości protein sprawia, że włosy znów są lekkie, sypkie i odbite u nasady, a fryzura zyskuje na objętości. Pamiętajcie jednak, aby nie stosować go zbyt długo, a jeśli już, to w duecie z odżywką emolientową (na bazie olejów). Raczej nie polecam używania go z odżywkami i maskami keratynowymi itp. ponieważ bardzo łatwo w tej sytuacji o przeproteinowanie, przez co włosy będą wyglądały na suche i zniszczone. O co chodzi z tymi proteinami i emolientami? Jeśli jeszcze nie wiecie, to przeczytajcie ten wpis (tutaj klik).
Ostatnim odkryciem jest szampon John Frieda Brilliant Brunette, na który natknęłam się podczas zakupów w Hebe. Jak wiecie nie farbuję włosów i staram się zmieniać ich kolor naturalnymi sposobami. Do tego celu świetnie nadaje się płukanka z łupin orzecha włoskiego czy z kory dębu, a o wszystkich naturalnych metodach przyciemniania/rozjaśniania włosów pisałam tutaj klik. Opisanymi tam sposobami można zmienić lub pogłębić odcień swoich włosów i to bezpiecznie oraz tanio. Kiedy mam tzw. lenia i nie chce mi się przygotowywać płukanki, to sięgam po szampon pogłębiający kolor i ten od John Frieda sprawdza się naprawdę rewelacyjnie! Włosy nabierają czekoladowego, głębokiego koloru, ale to tylko delikatny efekt pogłębienia.
Raz na dwa tygodnie oczyszczam skórę głowy płynem do higieny intymnej Biały Jeleń z kwasem mlekowym.
II. ODŻYWKI I MASKI
Jesień i zima to czas, kiedy najchętniej sięgam jednak po odżywki i maski emolientowe czyli takie z olejami w składzie. Niekiedy trafią się też te z niewielkim dodatkiem protein, ale moje włosy szybko reagują na nie przesuszeniem, a w rezultacie zesztywnieniem. W październiku najczęściej sięgałam po cztery odżywki i maski, a mianowicie:
→ Kallos Blueberry – mój hit, do którego co jakiś czas wracam. To odżywka emolientowa, a więc zmiękcza, nawilża, dociąża i wygładza włosy. Używam jej najczęściej wówczas, gdy planuję nawijać włosy na termoloki lub papiloty z gąbki. Sprawia, że są naprawdę miękkie i plastyczne, przez co loki wychodzą sprężyste, foremne i po prostu ładne. Zazwyczaj nakładam ją na 15 minut, ale kiedy mam więcej czasu, to zakładam na włosy foliowy czepek i ręcznik, a następnie podgrzewam to ciepłem suszarki. W takim kompresie spędzam około 50 minut i zmywam.
→ Macadamia Natural Oil Deep Repair Masque – bardzo bogata, nawilżająca, a wręcz natłuszczająca maska, która zawsze ratuje moje włosy po mocnym przeproteinowaniu. Używam jej profilaktycznie raz w tygodniu pod czepek lub częściej, kiedy moje włosy tego potrzebują. Uwaga z ilością, którą będziecie nakładać na włosy i z jej późniejszym zmywaniem – jeśli zrobicie to niedokładnie, to włosy będą wyglądały na nieświeże.
→ Natura Siberica Rokitnikowa odżywka z efektem laminacji do słabych i zniszczonych włosów – to przykład odżywki, która jest połączeniem emolientów i protein – w mojej ocenie w bardzo dobrych proporcjach. O laminowaniu włosów, dzięki któremu wyglądają jak tafla wody pisałam już tutaj klik, więc zachęcam do lektury. Odżywka marki Natura Siberica nie daje aż tak mocnego efektu, ale faktycznie dobrze wygładza i nabłyszcza włosy, przy czym ich nie przesusza, jak typowe laminowanie. Używam jej raz w tygodniu. Jedyny minus to zapach, ale to już kwestia gustu.
→ Shikioriori Tsubaki Ekstra Treatment Terapia intensywnie regenerująca z olejem tsubaki, aminokwasami i ceramidami AP. Długa, skomplikowana nazwa, w dodatku na opakowaniu znajduje się błąd (zamiast olej tsubaki jest tusbaki). Swoją drogą to zabawne z jaką ignorancją producenci kosmetyków podchodzą do etykiet, na których często znajdują się merytoryczne i ortograficzne błędy. Trochę wstyd, a nawet strach czegoś takiego używać. Wracając do tej odżywki, to była dosyć droga, bo zapłaciłam za nią około 40 złotych, ale skusił mnie właśnie owy olej tsubaki w składzie. Olej z kamelii japońskiej to podobno sekret pięknej skóry i włosów Japonek – dogłębnie nawilża i domyka łuski włosa. Już po pierwszym użyciu zauważyłam spore wygładzenie włosów, które stały się naprawdę bardzo lekkie i sypkie. To właśnie tę odżywkę zabieram w podróż, bo po jej użyciu włosy nie wymagają tak naprawdę jakiejś większej stylizacji i wystarczy je jedynie wysuszyć bez wygładzania na szczotce.
A moją ulubiona maseczką domowej roboty jest ta na bazie żelu aloesowego (kupicie go np. w Superpharm) i żelu lnianego. Do małego garnuszka wlewam dwie szklanki wody, dosypuję tam dwie łyżki niemielonego siemienia lnianego i gotuję aż zgęstnieje. Odstawiam do wystudzenia, dodaję dwie łyżki żelu aloesowego i mieszam. Nakładam na włosy łącznie ze skórą głowy i owijam głowę foliowym czepkiem oraz ręcznikiem. Całość podgrzewam ciepłem suszarki i w takim kompresie spędzam około 40 minut. Później spłukuję, nakładam silikonowe serum i suszę. Włosy są niesamowicie miękkie, nawilżone, dociążone, błyszczące… Same pozytywy. Koniecznie spróbujcie, ale nie za często. Raz na 1-2 tygodnie wystarczy.
III. PŁUKANKI PO ODŻYWKACH
Po spłukaniu odżywek wodą raz w tygodniu stosuję jeszcze różne ziołowe płukanki. Najczęściej jest to napar z kory dębu, który przyciemnia włosy lub napar z pokrzywy, który tonizuje skórę głowy i wzmacnia cebulki. Zamiast naparu z pokrzywy stosuję czasem kupny sok z pokrzywy, który mam wrażenie, że działa trochę lepiej likwidując wszelki świąd spowodowany np. reakcją uczuleniową po jakimś szamponie.
IV. SERUM NA KOŃCÓWKI I TERMOOCHRONA
W październiku używałam tylko jednego, silikonowego serum “na zakładkę” czyli Artego Feel&Shine. Jest najlepsze, a na jego temat już wiele razy Wam pisałam. Często pytacie mnie co zrobić, żeby włosy łatwo się rozczesywały, nie puszyły się w ciągu dnia i były gładkie oraz miękkie w dotyku. Wiele z Was nadal nie używa żadnego serum na bazie silikonów, bo zraziłyście się swego czasu obciążającym jedwabiem itp., a to błąd. Wybierajcie profesjonalne produkty, najlepiej te fryzjerskie.
V. OLEJOWANIE WŁOSÓW
Do olejowania moich włosów na całą noc w październiku naprzemiennie stosowałam trzy oleje – z awokado, marula i olejek konopny. Nie wyobrażam sobie pielęgnacji moich włosów bez olejowania, ale nadal uważam, że najlepszy jest dla nich olej awokado i ten ze słodkich migdałów, o którym pisałam tutaj. Cały sprawdzam właściwości innych olejów, ale zwykle okazują się słabsze, niż moi starzy ulubieńcy. Olej marula bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, ale stosuję go na razie zbyt krótko, aby wydać obiektywną opinię. Dam Wam znać w listopadowej aktualizacji pielęgnacyjnej włosów.
VI. WCIERKI NA POROST I ZAHAMOWANIE WYPADANIA WŁOSÓW
Jesienne wypadanie włosów, to u mnie standard. W październiku używałam wcierki La Roche Posay Kerium i jak zawsze szybko zahamowała wypadanie. Stosuję ją od kilku lat i nadal niezmiennie cenię za skuteczność. A czego używam na porost włosów? Jesień to najlepszy czas na rozpoczęcie wcierania kropli żołądkowych i ja również to robię. Jesienią nie ma już ryzyka fotouczulenia, a dziurawiec w połączeniu ze słońcem może wykazywać takie właściwości. Po żadnej wcierce moje włosy nie rosły tak szybko! Jeśli nie macie uczulenia oraz żadnych przeciwwskazań, to koniecznie spróbujcie jej właśnie teraz. O wcierce z kropli żołądkowych pisałam tutaj klik.
VII. STYLIZACJA
Jeśli już poddaję swoje włosy stylizacji, to zwykle używam termoloków. Aby loki były trwalsze i bardziej regularne, to przed nawinięciem na wałki spryskuję włosy sprejem z Bumble and Bumble Thikening Spray, który sprawia, że staną się bardziej plastyczne. Następnie nanoszę na każde pasmo odrobinę Osis+ Soft Glam ze Schwarzkopf.
A na koniec dwa niewypały czyli odżywka dla dzieci w spreju Johnson’s, która nie ułatwia rozczesywania moich włosów, ani ich jakoś specjalnie nie nabłyszcza. Skusiłam się na nią, bo zazwyczaj produkty do pielęgnacji włosów i skóry dzieci sprawdzają się u mnie świetnie. Nie tym razem, a szkoda, bo ładnie pachnie.
Intensywna kuracja wzmacniająca w takich mini kapsułkach od DermoFuture z retinolem również nie zrobiła na mnie większego wrażenia. Próbowałam używać tych małych kapsułek na różne sposoby, również mieszając zawartość z innymi produktami, ale nie widziałam żadnej widocznej zmiany. Aby domknąć łuski moich włosów chyba najlepiej sprawdza się płukanka octowa.
I właśnie w ten oto sposób wyglądała moja pielęgnacja w październiku. Tak jak obiecałam tego typu posty będą pojawiały się regularnie raz w miesiącu. Czy chciałybyście, abym uzupełniała je także o akcesoria, których używam (suszarka, szczotki, grzebienie i inne gadżety)? Jeśli macie jakieś pytania, to piszcie w komentarzach pod spodem, postaram się pomóc 🙂
WIĘCEJ NA TEMAT PIELĘGNACJI I STYLIZACJI MOICH WŁOSÓW ZNAJDZIECIE