W dzisiejszym wpisie pokażę Wam trzy nowe maski do włosów, jakie ostatnio zakupiłam. Moje włosy potrzebują zmian i nawet ulubiona maska z Kallosa Blueberry nie bardzo im służy. Będąc na drobnych zakupach trafiłam na produkty, których jeszcze nigdy nie testowałam, więc od razu wylądowały w koszyku. Jeden z nich już zdążył mnie ogromnie zaskoczyć… Ciekawe? To zapraszam do dalszej części wpisu.


PILOMAX HENNA WAX – MASKA REGENERUJĄCA DO WŁOSÓW CIEMNYCH
__________
Pamiętam, jak bardzo dawno temu moja mama kupowała mi maski Henna Wax w aptece. Były dosyć drogie, a farmaceuci rekomendowali je jako coś niesamowicie regenerującego, wzmacniającego i ogólnie cudownie działającego na włosy. Były to maski zalecane dla osób po chemioterapii, ponieważ miały wspomagać odrastanie włosów. Nigdy nie widziałam spektakularnych efektów po użyciu tych produktów, a włosy były nawet bardziej obciążone i nieprzyjemne w dotyku. W aptece Hebe zauważyłam je w nowym opakowaniu i skusiłam się na tą do włosów ciemnych. Ma wzmacniać i nawilżać włosy, poza tym zapobiega też wypadaniu. Ja pewnie nie zdecyduję się nakładać ją bezpośrednio na skalp, ale zobaczymy jak sprawdzi się na długości włosów. Pachnie dosyć mocno, więc bardziej wrażliwa skóra głowy może się zbuntować. W składzie znajdziemy na 4 miejscu ekstrakt z henny (Lawsonia Inermis Extract), więc może działać przyciemniająco – na czym mi zależy, później ekstrakt z zielonej herbaty (Camellia Sinensis Leaf Extract) działający przeciwzapalnie na skórę głowy oraz kwas mlekowy (Lactic Acid), który domyka łuski włosów i działa oczyszczająco. Dalej skład jest już taki sobie, ale dam Wam dokładnie znać jak maska się u mnie sprawdzi. Dam Wam oczywiście znać jak maska się u mnie sprawdzi.

L’BIOTICA BIOVAX – INTENSYWNIE REGENERUJĄCA MASECZKA DO WŁOSÓW CIEMNYCH
__________
Kilka lat później po maskach Henna Wax, pojawiły się w aptekach produkty Biovax. Pamiętam, że dosyć sceptycznie do nich podeszłam i uważałam je za jakąś dziwną podróbę Henna Wax, ale w końcu ciekawość była silniejsza i zaczęłam je testować jedna po drugiej. Sprawdzały się naprawdę świetnie i były podstawą mojej pielęgnacji przez wiele lat. Pomogły mi szczególnie po dekoloryzacji, której się poddałam i w połączeniu z olejowaniem udało mi się uratować moje włosy. Te z Was, które przeszły ściąganie koloru lub drastyczne rozjaśnianie na pewno wiedzą o czym piszę. Jeśli nie wkroczymy wtedy z porządnym, pielęgnacyjnym planem, to pewnie po jakimś czasie będziemy musiały mocno skrócić włosy, bo nic już ich nie uratuje. Jakiś czas temu postanowiłam zakończyć swoją przygodę z Biovaxami, bo zupełnie przestały działać na moje włosy i w zasadzie nie robiły nic. Nie wygładzały, nie dociążały, nie nawilżały i nie widziałam większego sensu w ich kupowaniu. Moje włosy również mają swoje kaprysy i wymagania, więc na pewno nie jest tak, że każdy produkt im służy. Wersji fioletowej jeszcze nigdy nie testowałam i od razu w sklepie przykuła moją uwagę. Jest przeznaczona do włosów ciemnych – w składzie znajdziemy między innymi wyciąg z morszczynu pęcherzykowatego (Fucus Vesiculosus Extract), jedwab (Hydrolized Silk), miód pszczeli (Mel Extract), olej ze słodkich migdałów (Prunus Amygdalus Dulcis Oil) oraz wyciąg z henny (Lawsonia Inermis Leaf Extract). Byłoby naprawdę świetnie, gdyby skład widniał też na tekturowym opakowaniu i długo się go dopatrywałam podczas zakupu. Okazało się, że jest umieszczony drobniutkim druczkiem w środku, bezpośrednio na opakowaniu maski.

SYOSS CERAMIDE KERATIN COMPLEX – PRZECIW WYPADANIU I ŁAMANIU SIĘ WŁOSÓW
__________
Czy nie odniosłyście takiego wrażenia, że Syoss jest najbardziej hejtowaną marką, jeśli chodzi o pielęgnację włosów? Spotkałam się z wieloma niepochlebnymi opiniami na temat ich odżywek i lakierów. Główne zarzuty dotyczą słabych składów i faktycznie coś w tym jest. Sama kiedyś próbowałam ich odżywek w butelkach, które niestety były średnie. Maskę przeciw łamaniu się włosów znalazłam w lutowym beGlossy i nie miałam co do niej żadnych oczekiwań. Po pierwszym zastosowaniu byłam bardzo pozytywnie zaskoczona! Nie wiem, czy moje włosy aż tak mocno stęskniły się za keratyną, ale dawno już nie były tak gładkie, lśniące, ale nie sztywne i szorstkie jak w przypadku innych, keratynowych kosmetyków. Do tego wyglądały tak, jakbym użyła prostownicy – efekt widoczny na pierwszym zdjęciu TUTAJ klik. W składzie obecne są ceramidy (ceramide NP), hydrolizowana keratyna (Hydrolized Keratin), pantenol (Panthenol), olej z pestek moreli (Prunus Armeniaca Kernel Oil) oraz kwas mlekowy (Lactic Acid). Aktualnie jestem po trzecim użyciu tej maski z rzędu i naprawdę podoba mi się jej działanie. Daje genialne efekty wizualne, na których również mi zależy. Zobaczymy czy zasłuży na miano najlepszej, drogeryjnej maseczki. Póki co daję jej piątkę z plusem, ale o tym jak sprawdzi się na dłuższą metę, na pewno napiszę Wam w aktualizacji pielęgnacyjnej moich włosów. Pojawia się zwykle raz na dwa miesiące.

Podrzucam Wam post, który warto przypomnieć czyli NAJGORSZE BŁĘDY W PIELĘGNACJI WŁOSÓW – klik.
***
Używałyście już którejś z wyżej wymienionych masek? Czy macie takie produkty, których nikt nie lubi, a u Was sprawdzają się rewelacyjnie?



