Dziś kolejny post z pojedynkowego cyklu. Wcześniej pisałam Wam na temat dosyć popularnych, suchych szamponów (tutaj klik), które do siebie porównałam i wskazałam swojego faworyta. W dzisiejszym wpisie pojedynek dwóch popularnych balsamów do ust w bajeranckich opakowaniach. Balmi czy EOS – który jest według mnie lepszy? Zapraszam do dalszej części posta.
Balsamy zamknięte w ciekawych, zwracających uwagę opakowaniach, stały się ostatnio bardzo popularne, szczególnie wśród młodych osób. Tak naprawdę pudełeczko nie zdradza zawartości i jeśli ktoś nie zna danej marki (Eos, Balmi), to może nie domyślić się, że jest to kosmetyk do ust. Z tego właśnie powodu balsamy stały się również popularne wśród mężczyzn i osobiście znam kilku, którzy mają coś takiego przy kluczach lub w samochodzie. Bardzo podoba mi się idea tego typu balsamów, bo sprawiają, że nie tylko możemy dbać o swoje usta, ale też uatrakcyjnić swoją kosmetyczkę. Zawsze, kiedy używam Eos-a czy Balmi, to widać zainteresowanie ze strony moich współtowarzyszy, szczególnie koleżanek z pracy, które szybko zaraziłam miłością do tego typu balsamów.
EOS CZYLI EVOLUTION OF SMOOTH
___________
Balsamy EOS przywędrowały do nas z USA, gdzie oczywiście stały się kosmetykami kultowymi. W Polsce można je kupić od niedawna, głównie na stronach internetowych popularnych drogerii. Nie są to tanie balsamy, jednak biorąc pod uwagę ich wydajność i oczywiście bajeranckie opakowanie, to cena około 20-40 zł jest do przełknięcia. Balsamy znajdziemy w najróżniejszych smakach, które w większości nie pachną dla mnie bardzo naturalnie. Nazwy zwykle nijak mają się do ostatecznego zapachu, który wydobywa się z produktu. Przyznam, że byłam tym trochę zawiedziona. Balsamy są słodkie w smaku i nie pozostawiają na ustach tłustej, męczącej warstwy. Może być to plusem dla osób, które doceniają lekkość w tego typu produktach, ale jeśli oczekujemy dużego nawilżenia, to możemy się rozczarować. EOS-y wprawdzie stanowią pewną barierę ochronną, ale nie uleczą spierzchniętych ust. Używam ich wtedy, gdy jest bardzo upalnie, bo nie powodują żadnego dyskomfortu i są praktycznie niewyczuwalne na ustach. Warto też zauważyć, że według informacji marki, balsamy są w 100% pochodzenia naturalnego, a w 95% są ekologiczne. W składzie znajdziemy m.in. pakiet przeciwutleniaczy, witaminę E, masło shea, oliwę z oliwek i olejek jojoba. Plus za świetne opakowania, które zwykle się nie psują i są miłe dla oka. Wydajność również oceniam na bardzo dobrą – przy codziennym używaniu balsam starczy nam na kilka dobrych miesięcy. Jedyne, do czego mogę mieć pewną uwagę, to średnie nawilżenie, jakie zapewni nam balsam. Jeśli jednak szukacie lekkiego produktu, w fajnym opakowaniu i różnorodnych smakach, to wybierzcie EOS. Uwaga na podróbki – podobnie, jak w przypadku azjatyckich kremów BB Skin79 balsamy są równie często podrabiane. Tak więc korzystajcie z pewnych źródeł. Ja ze swojej strony mogę polecić kupno balsamów TUTAJ klik.
BALMI
___________
Kiedy balsam Balmi pierwszy raz pojawił się na rynku, to wiele osób zaczęło porównywać go do EOS-a. Cena tego produktu była trochę niższa, a idea podobna czyli balsam do ust zamknięty w ciekawym opakowaniu. Ja dosyć szybko przekonałam się, że opakowanie Balmi jest bardzo słabej jakości. Mam tu na myśli to, że po jakimś czasie balsam w ogóle się nie zakręca, poza tym pudełko jest wykonane jakby z lekko gumowanego tworzywa, co przyciąga wszelkiego rodzaju zabrudzenia. Sama formuła balsamu jest o wiele bardziej bogata niż EOS i przypomina trochę efekt wazeliny. To sprawia, że usta są nieco lepiej ukojone i nawilżone. Oczywiście mowa tu o efekcie natychmiastowego komfortu, jaki pozostawia ten balsam, bo na dłuższą metę nie zauważyłam, aby mocno pielęgnował usta. W ostatecznym rozrachunku działa podobnie jak EOS z tą różnicą, że odczuwamy chwilowo większe natłuszczenie. To może być również minus tego balsamu, bo osobiście nie lubię tak tłustych, ciężkich formuł. Balmi występuje w kilku różnych smakach i widziałam na stronie internetowej, że są jakieś nowe wersje w błyszczących opakowaniach (czereśnia, porzeczka, malina). Smaki, a w zasadzie zapachy są przyjemne i trochę mniej chemiczne, niż w przypadku EOS. Niestety nie mają słodkawego smaku. Ostatecznie sięgam po te balsamy zimą, kiedy chcę mocno zabezpieczyć usta przed mrozem, ale w miesiącach letnich są dla mnie trochę za ciężkie. W krytycznych sytuacjach, kiedy na nartach bardzo wysuszyła mi się skóra pod oczami, to nałożenie tego balsamu w te miejsca przyniosło ogromną ulgę. Minus za straszne opakowanie, które początkowo wygląda świetnie, ale później zupełnie się psuje i brudzi. Balsam ma też słabą wydajność i dosyć szybko się kończy. Dostaniecie go w wielu drogeriach internetowych i na szczęście nie jest to produkt podrabiany.
Podsumowując, ten pojedynek wygrywa dla mnie EOS. Mimo, że cena jest trochę wyższa, to na pochwałę zasługuje solidne opakowanie, większa wydajność, niezły skład i lekkość na ustach. Nie daje efektu wazeliny, ale ostatecznie przynosi pewną ulgę i zabezpiecza usta przed czynnikami zewnętrznymi. Lubię też to, że Eos-y są lekko słodkie, co również ma duże znaczenie. Nie dyskwalifikuję Balmi całkowicie, ale myślę, że za taką cenę opakowanie powinno być nieco lepsze, bo brak możliwości zamknięcia balsamu po jakimś czasie jest bardzo upierdliwe. Nie można wtedy takiego produktu ze sobą zabrać i pozostaje używanie go jedynie w domu. Myślę, że balsamy w takich opakowaniach będą ciekawym gadżetem zabieranym do szkoły, pracy czy na uczelnię.
___________________
A na co stawiają moje Czytelniczki? Balmi czy EOS? Może jakiś inne balsamy są Waszym zdaniem godne polecenia?
Zapraszam na mój INSTAGRAM klik
WYNIKI KONKURSU BEGLOSSY:
Pudełeczko Sweet otrzymuje: allaboutcheapcosmetics@gmail.com
Pudełeczko Fresh otrzymuje: ktusko@wp.pl
Czekam na Wasze adresy wysyłkowe i serdecznie gratuluję!
Zapraszam na kolejne konkursy 🙂