Skóra pod moimi oczami jest wyjątkowo wrażliwa – szybko się przesusza i łatwo ją podrażnić. Często pojawia się też opuchlizna, a także alergiczne zaczerwienienie oczu. Od dobrego kremu wymagam dużej dawki nawilżenia i ukojenia skóry, rozjaśnienia delikatnych cieni oraz działania liftingującego. Musi też dobrze wyglądać pod makijażem. Jakie kremy sprawdzają się u mnie najlepiej, a które były kompletną porażką?
Moim faworytem od kilku dobrych miesięcy jest bogaty i treściwy krem pod oczy Clinique All About Eyes Rich. Jest też wersja żelowa – o wiele lżejsza i zdecydowanie mniej nawilżająca. To jak dotąd najbardziej gęsty krem pod oczy jaki miałam okazję stosować. Ma formę masła, które idealnie rozprowadza się na skórze i daje wrażenie natychmiastowego ukojenia. Nie tworzy na powierzchni skóry silikonowej powłoczki, która mogłaby rolować się w kontakcie z korektorem czy podkładem. Już po dwóch aplikacjach zauważyłam ogromną różnicę, jeśli chodzi o poziom nawilżenia mojej skóry pod oczami. Zniknęły suche, zmarszczone miejsca, które były spowodowane totalnym odwodnieniem. Po dwóch tygodniach regularnego stosowania zauważyłam, że jakby wypycha zmarszczki od środka i skóra wygląda naprawdę lepiej! Często pytacie mnie czy warto kupić All About Eyes Rich – w mojej opinii to jeden z lepszych kremów pod oczy, które są obecnie dostępne na rynku. Używam na noc, ale pod makijażem również spisuje się świetnie. Mam go w pojemności 15 ml i jest szalenie wydajny. Przy codziennym stosowaniu starcza mi na około 6 miesięcy.
Żel od La Roche Posay Hydraphase Intense Yeux jest dla mnie produktem do zadań specjalnych. Mam na myśli sytuacje, kiedy moje oczy są zaczerwienione od alergii lub podrażnione jakimś kosmetykiem do makijażu. Wówczas żel od La Roche Posay to istne wybawienie – praktycznie od razu likwiduje uczucie pieczenia, swędzenia czy jakiegokolwiek dyskomfortu. Niestety nie nawilża tak dobrze, jakbym sobie tego życzyła, natomiast znajduje się w moim niezbędniku jako produkt ratunkowy. Przy mojej częstej alergii na różne pyłki, to prawdziwy “must have”.
I na koniec krem, którego używam na dzień, pod makijaż. Znów pojawia się tutaj marka Clinique, która absolutnie nie sponsoruje tego wpisu. Niektóre ich produkty są po prostu genialne w swoim działaniu i Pep-Start jest jednym z nich. To niepozorny krem pod oczy, który daje uczucie nawilżenia przez cały dzień. Dzięki niemu korektor pod oczami nie wygląda sucho i nie zbiera się w załamaniach. Mam też wrażenie, że ma działanie liftingujące i rozjaśniające cienie pod oczami, a skóra po jego aplikacji jest rozświetlona i wypoczęta. Ma lekką konsystencję, która szybko się wchłania, ale uwaga – z nałożeniem makijażu trzeba poczekać do jego całkowitego wchłonięcia. W przeciwnym razie połączy się z pigmentem korektora czy podkładu i będzie wyglądał fatalnie. Zużyłam już pięć opakowań tego produktu i nie zamierzam z niego rezygnować. Nie podrażnia moich oczu i daje mi dokładnie to, czego oczekuję od dobrego kremu pod oczy. Jedynie opakowanie pozostawia wiele do życzenia – wolałabym coś bardziej precyzyjnego, bo podczas wyciskania kremu z opakowania czasem wydostaje się zbyt duża ilość.
A tak prezentują się konsystencje moich ulubionych kremów pod oczy. Pierwszy od lewej to Clinique Pep-Start, drugi to Clinique All About Eyes Rich, trzeci Clinique All About Eyes (wersja żelowa), a czwarty to La Roche Posay Hydraphase Yeux.
Ostatnio miałam okazję przetestować kilka nowych kremów pod oczy. O dwóch z nich jest w sieci dosyć głośno i oczywiście nie mogłam się oprzeć, by sprawdzić, czy naprawdę są tak dobre. Niestety żaden z nich nie spełnił moich oczekiwań. Pokazuję Wam je na grafice, bo już zdążyłam się ich pozbyć – może komuś innemu posłużą. Oto produkty, które się u mnie nie sprawdziły:
RESIBO
O marce Resibo jest dosyć głośno w sieci. Ich składy są całkiem niezłe, natomiast przetestowałam kilka kosmetyków i żaden z nich się u mnie nie sprawdził. I takim właśnie produktem był ich krem pod oczy, który sprawiał, że codziennie rano budziłam się z opuchnięciami na powiekach i ogromnym podrażnieniem spojówki. Miał nawilżać i redukować cienie oraz obrzęki – niestety u mnie przyniósł więcej szkody, niż pożytku. Plus za ładny zapach i wygodne opakowanie z pompką.
KIEHL’S CREAMY EYE TREATMENT WITH AVOCADO
O kremie marki Kiehl’s z awokado również było bardzo głośno. Przyznam, że skojarzenie z tym owocem to trafny zabieg, który mnie samą przekonał do zakupu. Uwielbiam maseczki na bazie awokado, bo są niesamowicie nawilżające, natłuszczające i regenerujące zarówno włosy, jak i skórę. Niestety krem od Kiehl’s mnie zawiódł. Nie był ani mocno nawilżający, ani natłuszczający i w zasadzie nie zauważyłam żadnych pozytywnych efektów. Miałam nawet odczucie większego przesuszenia skóry po umyciu twarzy, co przed stosowaniem kremu nie miało miejsca aż w takim stopniu. Podarowałam go kuzynce i jestem ciekawa czy u niej będzie podobnie.
HADA LABO, SMOOTHING ANTI-FATIGUE EYE CREAM
A to już produkt, który kupiłam przy okazji ostatniej promocji w Rossmannie. Krem jest bardzo przeciętny, a obietnice producenta mocno przesadzone. Miał intensywnie nawilżać – nie robi tego. Czy niweluje obrzęki? Niestety nie. Obietnicę redukcji zmarszczek sobie podarowałam, bo puściłam krem w świat. Być może ktoś inny będzie z niego zadowolony.
Jakie są Wasze ulubione kremy pod oczy? Macie jakieś zdanie na temat produktów, które się u mnie nie sprawdziły? Jestem ciekawa Waszych opinii.
Obserwujcie mnie na INSTAGRAMIE @kosmetycznahedonistka