Czas na kilka słów o moich ulubionych podkładach, do których ostatnio najchętniej wracam. Napiszę Wam z jakimi skórnymi problemami aktualnie się borykam i czego na ten moment oczekuję od podkładu. Oto mój TOP 3 podkładów na jesień i zimę.
Jesień to dla mnie czas na złuszczanie skóry kwasami i inne tego typu zabiegi, po których skóra nie wygląda najlepiej. Ciągle się łuszczy, a więc odstające skórki są dla mnie na porządku dziennym. Poza tym kuracji kwasami towarzyszą przejściowe “wysypy” niedoskonałości, które u mnie zostawiają przebarwienia, więc od podkładu oczekuję przede wszystkim dużego krycia. W moim dzisiejszym zestawieniu nie zobaczycie więc żadnych “lekkich” podkładzików, bo aktualnie moja skóra tego po prostu wymaga.
GOLDEN ROSE TOTAL COVER | Odcień 03
Almond
Almond
To bardzo gęsty i naprawdę mocno kryjący podkład, z którym aktualnie moja skóra dogaduje się fenomenalnie. Uwielbiam w nim to, że potrzebuję naprawdę niewielkiej ilości, aby uzyskać pełne krycie. To ważne, bo zazwyczaj im więcej podkładu użyjemy, tym większe ryzyko efektu ciastka na skórze. W przypadku tego podkładu nie trzeba nakładać dużo, żeby wyrównać koloryt i o to chodzi! Ponad to dobrze wygląda na skórze tj. nie podkreśla suchych skórek, wygładza optycznie pory i nie czuję po nim ściągnięcia czy jakiegokolwiek dyskomfortu. Odcień Almond jest po żółtej stronie i jest dosyć opalony, ale ja aktualnie używam samoopalacza, więc dobrze się zgrywa z resztą ciała.
ESTEE LAUDER DOUBLE WEAR | Odcień
Sand
Sand
Klasyka gatunku, jeśli chodzi o mocno kryjące podkłady. Wróciłam do niego po dosyć długiej przerwie, ale wcześniej nie potrzebowałam aż tak dużego krycia, więc go odstawiłam na jakiś czas. Jego atuty to duży poziom krycia i niesamowita trwałość, bo ten podkład dosłownie zastyga na skórze. Jest więc idealny na jakieś większe wyjścia – nie ściera się i dobrze wygląda na zdjęciach. Klucz to używanie małej ilości oraz odpowiedni krem jako baza, bo inaczej uczucie ściągnięcia skóry może być nieco dokuczliwe. Podkład możecie zakupić tutaj klik.
Double Wear-a lubię mieszać z bardzo leciutkim podkładem Delia Lumi&Healthy, który solo jest dla mnie zbyt rozświetlający i za mało kryjący. Kiedy jednak dodam go do takich ciężkich podkładów jak właśnie Estee Lauder czy Golden Rose, to na skórze pojawia się taki bardzo przyjemny efekt glow jak po kremie BB z Bourjois, a krycie pozostaje nadal na wysokim poziomie. Lubię tak ulepszać sobie podkłady.
FENTY PRO FILTR | Odcień 190
Wybaczcie, że nie pokażę Wam tu zdjęcia tego podkładu zrobionego przeze mnie, ale zostawiłam moją buteleczkę u rodziców i szczerze, to już nie mogę się doczekać kiedy po nią wrócę. To aktualnie mój ulubiony podkład, który jest naprawdę blisko mojego podkładowego ideału. Po pierwsze dobrze kryje. Nie jest to tak mocne krycie przy jednej warstwie, jak w przypadku dwóch wcześniej omawianych podkładów, ale Fenty ma też lżejszą formułę, która prezentuje się na skórze o wiele bardziej naturalnie. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam go na Insta Rihanny, to pomyślałam, że musi być strasznie ciężki jak szpachla, ale nic bardziej mylnego. Jest wręcz “cienki” w swojej konsystencji i to chyba dlatego tak ładnie wygląda na buzi. Nie jest całkowicie matowy – pozostawia lekko satynowe wykończenie. Nie podkreśla suchych skórek, nie wysusza, ładnie “wypełnia” pory i optycznie je wygładza. Nie zapchał mnie, a tego w sumie najbardziej się obawiałam, bo opinie o nim są dosyć skrajne. Jeśli jesteście posiadaczkami cery mieszanej, z niedoskonałościami do przykrycia i każdy podkład wcześniej był dla Was zbyt ciężki, to może warto wypróbować własnie ten. Zbliżający się Black Friday może być ku temu dobrą okazją. Sama planuję kupić kolejną buteleczkę. Podkład możecie zakupić tutaj klik.