MOJA DIETA KIEDYŚ I TERAZ: CO WYRZUCIŁAM ZE SWOJEGO JADŁOSPISU I DLACZEGO?
Picture of Daria

Daria

Autorka wpisu

Ostatnio zadajecie mi mnóstwo pytań o to jak dbam o swoją sylwetkę, a konkretnie jaką dietę stosuję i czy ćwiczę. Po dłuższym przemyśleniu tematu doszłam do wniosku, że mój jadłospis od jakiegoś czasu diametralnie się zmienił. Wyrzuciłam z niego kilka produktów, które jak się później okazało, były główną przyczyną moich nadprogramowych kilogramów, cellulitu i złego stanu cery. Mogę pokusić się nawet o stwierdzenie, że takie prawdziwe dbanie o moją sylwetkę zaczęło się od wyeliminowania z diety “śmieciowego” jedzenia i nie mam tu na myśli tylko fast foodów. Co wykreśliłam ze swojego jadłospisu i dlaczego? O tym w dalszej części dzisiejszej notki. 

kosmetyczna_hedonistka_dieta_kiedys_i_teraz_czego_nie_jem

DIETA
________
Na początku chciałabym podkreślić, że nie jestem i nigdy nie byłam rygorystycznie nastawiona do diety. Liczenie kalorii, ważenie porcji i komponowanie jadłospisu według matematycznego wzoru to nie dla mnie. Po pierwsze jestem na to zdecydowanie zbyt leniwa, po drugie szkoda mi na to czasu, bo i tak posiłki często jem w biegu, a po trzecie pewnie nie byłabym w stanie wytrwać w tak rygorystycznym podejściu do żywienia. Oczywiście mam na uwadze fakt, że pewnie wiele z Was praktykuje taką formę diety szczególnie, jeśli w grę wchodzi choroba czy też duża nadwaga. W tym przypadku naprawdę szacun dla Was dziewczyny, bo pilnowanie swojego jadłospisu w tak restrykcyjny sposób wymaga sporo wysiłku i samozaparcia. 
CO ZMOTYWOWAŁO MNIE DO ZMIAN W ŻYWIENIU?
________
Kiedyś zupełnie nie zwracałam uwagi na to, co jem. Wychodziłam z założenia, że mam świetną przemianę materii i żadna nadwaga mi nie grozi. Uważałam też, że skoro uprawiam bardzo dużo sportu (byłam przez wiele lat w drużynie koszykarskiej), to w ogóle mogę pozwolić sobie na więcej grzeszków w kwestii jedzenia. Czas oczywiście zweryfikował moje teorie i szybko okazało się, że moja miłość do włoskiej kuchni, fast foodów i słodyczy nie do końca wyszła mi na dobre. Zaczęłam mieć problemy z wagą, ale na szczęście w porę się opamiętałam. Do mojej “normalnej” wagi powróciłam dzięki diecie wykluczającej śmieciowe jedzenie i dzięki regularnemu uprawianiu sportu. Siłownia, bieganie, basen – to była codzienność. Zaczęłam czuć się lepiej i na pierwsze, wizualne efekty nie musiałam długo czekać. Zdałam sobie jednak sprawę, że aby utrzymać prawidłową wagę muszę zmienić swój jadłospis na stałe. Dieta zazwyczaj kojarzy się z czymś przejściowym, natomiast aby być “fit” trzeba zmienić nawyki żywieniowe i do nich przywyknąć.  Do zmian w żywieniu zmotywował mnie też mój fatalny stan cery, obniżony nastrój, ociężałość, brak chęci do czegokolwiek. W pewnym momencie byłam niemalże pewna, że wszystkie moje problemy wynikają z nieprawidłowej diety. Co wyrzuciłam ze swojego jadłospisu, a bez czego kiedyś zupełnie nie mogłam się obejść?

# CHIPSY I INNE SŁONE PRZEKĄSKI
To było jedno z moich największych uzależnień żywieniowych. Trudno mi w to teraz uwierzyć, ale kiedyś codziennie mogłam zjeść jedną paczkę chipsów, a czasem nawet i dwie. Potrzeba zaspokojenia chęci na coś słonego i mocno przyprawionego była ogromna, a po zjedzeniu takich chipsów czułam się ciężko, często bolał mnie brzuch, a moja skóra w tamtym okresie wyglądała po prostu fatalnie. Ciągle doprawiałam domowe jedzenie, bo wydawało mi się jałowe i bez smaku. W rezultacie pochłaniałam ogromne ilości soli, glutaminianu i innych paskudztw, jakie znajdziemy w słonych przekąskach. Wiecznie chciało mi się pić i często sięgałam po gazowane napoje, o których zaraz wspomnę. W czasie, kiedy jadłam chipsy mój cellulit na udach osiągał też największe rozmiary. Dziś nie pamiętam kiedy ostatnio jadłam chipsy i faktycznie zupełnie wyeliminowałam je ze swojej diety. Było to dosyć trudne, bo tego typu słone przekąski są mocno uzależniające. Od czasu do czasu zdarzy mi się zjeść domowe, solone frytki i to chyba jedyna słona przekąska na jaką się decyduję.

# GAZOWANE NAPOJE
Kiedyś nie mogłam zrozumieć jak można pić niegazowaną wodę. Kojarzyłam ją z czymś naprawdę obrzydliwym, za to Coca-Cola czy inne, gazowane napoje były u mnie na porządku dziennym. Pewnego razu natknęłam się w sieci na film pokazujący ile cukru mieści się w jednej szklance coli i to był moment, w którym zaczęłam zastanawiać się czy w ogóle warto coś takiego pić. Zainteresowałam się tematem spożywania cukru, jego wpływem na organizm i oświeciło mnie, że nie ma sensu pakować w siebie codziennie tak dużej ilości pustych kalorii. Podobnie jak z chipsami – nie pamiętam kiedy ostatnio piłam coś gazowanego i mocno słodzonego. Zawsze pod ręką mam wodę mineralną, albo ewentualnie sok, najlepiej domowej roboty.

# SKLEPOWA WĘDLINA, PARÓWKI, PASZTETY ITP. 
To, że wędlina kupowana w sklepie jest napakowana chemią pewnie wiecie. Czytając skład niektórych wyrobów można się nieźle zszokować. Oczywiście mam świadomość, że teraz wszystko jest przesiąknięte konserwantami, wzmacniaczami smaku i innymi, szkodliwymi substancjami, ale skoro mam wybór, to mogę zrezygnować z niektórych rzeczy. Druga kwestia – wędlina kupowana w sklepie po prostu przestała mi smakować. Niestety nie jestem w stanie całkowicie wyeliminować mięsa z diety, więc od jakiegoś czasu jem tylko wędliny przyrządzane w domu.  Pieczone mięso, albo takie, które w przydomowej wędzarni wędzi mój tatko,  jest u mnie na porządku dziennym. Okazuje się, że bez tych wszystkich polepszaczy smaku można zjeść smaczną kanapkę 🙂

# FAST FOODY I ŻYWNOŚĆ WYSOKO PRZETWORZONA 
O tak, ostre skrzydełka z KFC, albo tortille z Maca, to było coś, co uwielbiałam. Kiedyś prawdziwym zwieńczeniem wypadu do galerii na zakupy był szybki skok na fast-fooda. Mrożona pizza i inne “gotowe” jedzenie, które wrzuca się do mikrofalówki na kilka minut – to też zdarzało mi się podjadać. Fast foody to była pierwsza rzecz, z której zrezygnowałam i teraz zupełnie mnie do tego nie ciągnie. Czuję też pewne obrzydzenie do “gotowego”, zamrożonego jedzenia.

#  ZUPKI CHIŃSKIE, GORĄCE KUBKI 
Oj jadło się kiedyś te cudowne zupki chińskie z tłuszczem w saszetkach (fu – co to do cholery było?) i te zupy-kremy w formie gorącego kubka. Pamiętam, że uwielbiałam krem z pieczarek z grzankami, albo zupę pomidorową z makaronem. Co za górnolotne nazwy, a to przecież sama chemia. Nie wiem co musiałoby się stać, żebym teraz coś takiego sobie przyrządziła. To jedne z tych rzeczy, których z czystego szacunku do swojego organizmu nigdy więcej nie tknę.


# NABIAŁ
Niestety nie jestem w stanie całkowicie wyeliminować nabiału z diety, ale odkąd zauważyłam jego bezpośredni wpływ na stan mojej skóry, to w znacznym stopniu go ograniczyłam. Kiedyś spożywałam ogromne ilości serów żółtych, serków homegenizowanych, jogurtów i innych produktów mlecznych, a także samego mleka. Wiecznie borykałam się z alergią – stany zapalne skóry, wypryski, swędzenie, kichanie, katar, problemy z gardłem, ból głowy, łzawiące oczy. Byłam przekonana, że to kwestia pyłków i okresowego pylenia roślin, a zupełnie nie brałam pod uwagę alergii nabiałowej. Po eksperymentalnym odstawieniu nabiału praktycznie wszystkie moje problemy się skończyły i to dało mi wyraźny sygnał, że niestety muszę ograniczyć produkty mleczne w swojej diecie. Początkowo myślałam, że to nietolerancja laktozy, a nie alergia na białka mleka, jednak trzeba rozgraniczyć te dwie kwestie. Nietolerancja laktozy jest związana z zaburzeniem jej trawienia i osoby dotknięte tym problemem mają niedobór enzymu zwanego laktazą. Po spożyciu produktów mlecznych odczuwają mdłości, wzdęcia, często występują też biegunki. Natomiast w przypadku alergii mamy do czynienia z nieprawidłową reakcją układu immunologicznego na białka mleka i tu zwykle występują takie objawy jak kaszel, kichanie, bóle gardła, reakcje skórne, pokrzywki, swędzenie itp. Osoby, które mają alergię na białka mleka muszą niestety całkowicie zrezygnować z produktów mlecznych, natomiast w przypadku nietolerancji można spożywać np. kefir czy jogurt (laktoza w tych produktach jest częściowo przetworzona). Niestety nie jestem w stanie odmówić sobie kawy z mlekiem, więc z pełną premedytacją ją piję. Na szczęście tak małe ilości nie odbijają się negatywnie na stanie mojej skóry i samopoczuciu.

Myślę, że gdybym się jeszcze głębiej zastanowiła, to z pewnością znalazłoby się tu więcej rzeczy w diecie, z których w ostatnim czasie zrezygnowałam. Im jestem starsza, tym bardziej świadomie podchodzę do tego, co jem. Tak jak już wspomniałam na początku – nie jestem typem osoby, będącej wiecznie na restrykcyjnej diecie. Zdarza mi się czasem łamać zasady, bo po to w końcu są. Domowa pizza, porządna sztuka mięsa czy frytki? Czemu nie. W rozsądnych ilościach wszystko jest dozwolone. Widzę jednak znaczną różnicę zarówno w moim wyglądzie, jak i samopoczuciu odkąd zmodyfikowałam swój jadłospis pod pewnymi względami. Takie prawdziwe dbanie o sylwetkę i swoje zdrowie powinnyśmy zacząć od zmian w swoim menu i wyrzuceniu z niego śmieci. Uważam, że nawet porządne wyciski na siłowni są bez sensu, jeśli nie zweryfikujemy swojej diety na nowo.

***

Czy jest coś, czego pozbyłyście się ze swojego jadłospisu? Jeśli tak, to dlaczego? Podzielcie się koniecznie swoimi przemyśleniami na ten temat.

Zapraszam do śledzenia mojego profilu na INSTAGRAMIE @kosmetycznahedonistka 
Przeczytaj także