Wiele razy wspominałam Wam na blogu, że olejowanie to podstawa pielęgnacji moich włosów. Znalezienie tego jedynego, który spodoba się naszym włosom jest naprawdę trudne i wymaga długich poszukiwań. Do niedawna chwaliłam ten z awokado i nasion bawełny, ale myślę, że w końcu znalazłam swojego mistrza. O czym mowa i dlaczego jest tak wyjątkowy? Zapraszam do dalszego czytania.
Każde włosy mają swoje konkretne potrzeby. Moje przede wszystkim lubią się puszyć i w pielęgnacji stawiam na wygładzenie oraz dociążenie, ale bez efektu przyklapnięcia i przetłuszczenia. Po lecie moje włosy stały się też nieco bardziej suche i sztywne, niż zwykle. Wcześniej bardzo dobrze sprawdzał się u mnie olej z awokado oraz ten z nasion bawełny. Dalej w rankingu ustawiłabym olej z czarnuszki i lniany. Jednak to, co robi z moimi włosami olej migdałowy przebija wszystkie, które dotychczas stosowałam. Już po pierwszym, całonocnym olejowaniu zauważyłam efekt “wow”. Włosy po umyciu były bardzo miękkie i gładkie, a w ciągu dnia zupełnie przestały się puszyć. Dodatkowo o wiele dłużej utrzymują skręt po termolokach czy gąbczastych papilotach – są jakby bardziej “plastyczne”. Nie zawsze używam go na całą noc i wtedy nakładam na około godzinę przed myciem, owijam włosy ręcznikiem i podgrzewam turban ciepłem suszarki przez 10 minut (omijam skórę głowy). Po godzinie zmywam szamponem i nakładam odżywkę (aktualnie O’Herbal z tatarakiem). Jest to równie skuteczna metoda i jeśli nie lubicie całonocnego olejowania, to jak najbardziej można tak robić. W zasadzie bardziej lubię olejować nim włosy w dzień, ponieważ zauważyłam, że kiedy nakładam go na noc, to na mojej twarzy od razu pojawiają się nowe niedoskonałości. Pocierając włosami o poduszkę zawsze trochę oleju na niej zostaje i przenosi się na skórę twarzy, więc najprawdopodobniej moja cera go nie lubi. Aktualnie jest moim ulubieńcem do olejowania, dodaję go także do odżywek i masek, aby je wzbogacić. O takim domowym ulepszaniu odżywek pisałam TUTAJ klik.
Olej migdałowy zawiera dużą dawkę kwasów nienasyconych i można go także pić oraz dodawać do sałatek. Ja jednak aktualnie piję olej lniany, o którym pisałam TUTAJ klik, więc nie mogę wypowiedzieć się o jego działaniu od wewnątrz. Koniecznie po otwarciu trzymajcie go w lodówce, ponieważ podobnie jak lniany pod wpływem ciepła traci swoje cenne właściwości. W teorii jest przeznaczony do włosów średnioporowatych, więc można go nazwać olejem uniwersalnym, ponieważ większość z nas takie posiada. Z tą porowatością jednak różnie bywa i nie kierujcie się tym zbyt mocno. Do odnalezienia najlepszego oleju dla naszych włosów najlepsza jest metoda prób i błędów. Ja czuję, że znalazłam to, czego szukałam od dawna. Mam nadzieję, że będzie się tak dobrze sprawdzał jeszcze długo. Ten, którego używam kupiłam w osiedlowej aptece, w której zawsze zaopatruję się w ciekawostki do pielęgnacji włosów. Kosztował około 20 zł za 100 ml – całkiem sporo, ale jest dobrej jakości (zimnotłoczony, nieoczyszczony, marka Olvita). Kupując olej starajcie się wybierać właśnie taki, który jest nierafinowany, najlepiej w szklanej, ciemnej butelce, bo działanie światła również może obniżać jego wartość.
Oleju migdałowego można używać także do pielęgnacji cery (chociaż u mnie na pewno się nie sprawdzi) i do masażu na rozstępy. Ostatnio trochę się rozleniwiłam, jeśli chodzi o masaże antycellulitowe i szczotkowanie ciała na sucho, o którym pisałam TUTAJ klik ale już niedługo do tego wracam. Myślę, że włączę olej migdałowy również do pielęgnacji ciała i na pewno dam znać jak się sprawdzi.
Dziewczyny, cieszę się, że mój ostatni wpis z prostym planem pielęgnacji włosów krok po kroku spotkał się z Waszym uznaniem. Jeśli jeszcze go nie czytałyście, to zapraszam TUTAJ klik.
Może zrobimy taką małą, komentarzową “ankietę” i napiszecie mi w komentarzu niżej jaki olej do olejowania lubicie najbardziej? Jestem ciekawa jak to jest u Was 🙂