



Błyszczyk Estee Lauder Pure Color Envy w odcieniu 170 i pomadkę Miss Sporty My Bff Lipstick 102 pokazywałam już przy okazji tego wpisu. Obydwa produkty stały się moimi ulubieńcami lutego i gościły na moich ustach najczęściej. Błyszczyk ma idealny, mleczny kolor i podkreśla usta w apetyczny sposób. Nie jest przy tym zbyt mleczny, co czasem może wyglądać dziwnie. Najbardziej jednak uwielbiam w nim to, że ładnie schodzi z ust i w zasadzie nie muszę go “sprawdzać” w lusterku po kilku godzinach. Wiem, że na pewno się nie rozlał poza kontur ust, ani nie stworzył dziwnej linii od środka. Zdecydowanie wart swojej ceny. Drugi, znacznie tańszy produkt, to pomadka Miss Sporty BFF Lipstick w odcieniu 102 i jest to taki brudny, naturalny róż. Duże zaskoczenie, jeśli chodzi o formułę tej pomadki, bo jest kremowa, nawilżająca i po prostu ładnie się rozkłada na ustach. Do tego ten piękny kolor, który wygląda bardzo naturalnie, a zarazem podkreślająco. Mogę śmiało stwierdzić, że to hit z szafy Miss Sporty i rozejrzę się jeszcze za innymi kolorkami. Podpowiadam, że pomadka fajnie wygląda w połączeniu z konturówką Lovely Perfect Line 1.
O nowych pędzlach Zoeva z serii Rose Golden vol.3 także wspomniałam na blogu tutaj klik. Ostatnio najbardziej przydały mi się dwa modele – 114/Luxe Face Focus do pudrowania małych obszarów twarzy, np. utrwalania korektora pod oczami czy nanoszenia rozświetlacza oraz 228/Luxe Crease, który jest idealny do przyciemniania zewnętrznego kącika oka, podkreślania załamania i dolnej powieki. Trochę szkoda, że w zestawie nie znalazł się 227/Luxe Soft Definer, którego uważam za taki “must have” w każdej kosmetyczce. Nadaje się zarówno do nakładania cieni, jak i rozcierania. Mógłby zastąpić w tym zestawie pędzel do korektora 142/Concealer Buffer, który tak w gruncie rzeczy jest dla mnie zbędny. Korektor i tak najlepiej rozprowadzać palcem i na końcu przyklepać Beauty Blenderem.

Ulubione perfumy lutego, to Naomi Campbell Cat Deluxe. Pewnie wiecie, że to mój najlepszy zapach, z którym nic nie może się równać. Jak dotąd nie znalazłam zamiennika, a szkoda, bo podobno nie będą już sprzedawane w tej większej pojemności 30 ml, tylko 15 ml. W takim układzie jestem zmuszona z nich całkowicie zrezygnować, bo naprawdę nie przepadam za tak małymi pojemnościami. Ledwo je kupię, a już się kończą. Swoją drogą pamiętam, jak kilka lat temu kupowałam na Allegro 50 ml testery tych perfum za około 30 zł, a teraz widziałam coś takiego za ponad 180 zł. Wow 🙂

Niekwestionowanym ulubieńcem w kategorii przechowywania kosmetyków jest akrylowy organizer MUJI, który dokładniej pokazywałam Wam tutaj klik. Nie sądziłam, że będzie aż tak praktyczny w codziennym użytkowaniu i pomieści wszystko, co chce mieć pod ręką. Jeśli ciągle wahacie się nad zakupem, to zdecydowanie polecam. Uwielbiam w nim to, że szufladki wysuwają się płynnie i są precyzyjnie wykonane, co w innych organizerach tego typu jest rzadkością.

W lutym udało mi się w końcu porządnie wziąć za ćwiczenia i dbanie o sylwetkę. Niezastąpione okazały się gumki Invisibobble, które rewelacyjnie utrzymują włosy na miejscu bez ich nadwyrężania. Inne gumki zupełnie nie trzymają się na moich włosach i po kilku szybszych ruchach zsuwają się z nich. Jest coś wyjątkowego w tym “kabelku od telefonu” i są to moje ulubione gumki, których używam podczas uprawiania sportu.


Mała paletka poczwórnych cieni IsaDora 05 Nude Rose ostatnio całkowicie zdominowała mój makijaż. Kolory są idealne dla mojej zielonkawej tęczówki – opalizujący róż wpadający lekko w fiolet, ciepłe złoto i brązy. Cienie bardzo dobrze się rozprowadzają, mają świetną pigmentację i nie mam do nich żadnych zastrzeżeń. Plusem opakowania jest jego niewielki rozmiar i poręczność, natomiast duży minus za jakość. Ten plastik jest po prostu bardzo tandetny i przydałoby się odświeżenie tej formy, bo cienie zasługują na lepszy domek 🙂

Pamiętajcie, jak pisałam Wam, że moja skóra nie znosi kremów z parafiną w składzie? Znalazłam jeden produkt, który obalił tą teorię i czuję się mocno zdezorientowana. Odkryłam go przy okazji peelingu TCA – po zabiegu dermatolog nałożył mi grubą warstwę tego kremu. Dłuższą historię Zinalfat-u opowiem Wam w konkretnym wpisie na temat peelingu TCA, ale już teraz mogę zdradzić, że to najlepszy krem na ostro podrażnioną, przesuszoną skórę, jaki znam. Zawiera substancje antybakteryjne, koi wszelkie podrażnienia po zabiegach dermatologicznych, chirurgicznych, po zabiegach laserowych i depilacji. Przyspiesza regenerację naskórka i przynosi dużą ulgę przy stanach zapalnych, znosi uczucie napięcia, pieczenia, hamuje nadmierne złuszczanie. Moja skóra rewelacyjnie zareagowała na ten krem i gdyby nie on, to pewnie gojenie skóry po TCA trwałoby o wiele dłużej. Po peelingu miałam też mocno przesuszone, pękające kąciki ust, które Zinalfat wyleczył w 2 dni. Myślę, że już zawsze będę go miała “pod ręką”, kiedy z moją skórą zadzieje się coś niedobrego.

I na koniec kilka ulubionych dodatków: torebka z Monashe.pl (tutaj klik), zegarek MVMT (tutaj klik), bransoletka Sotho (tutaj klik) i okulary z Sinsay, o których zresztą wspominałam już we wpisie z nowościami w mojej garderobie (tutaj klik).
Dajcie znać jacy są Wasi ulubieńcy lutego. Może macie do polecenia jakiś fajny film, niekoniecznie z gatunku komedii romantycznych? Ostatnim filmem, jaki obejrzałam był dokument o Amy Winehouse, który niedawno zgarnął kilka oscarowych statuetek. Szczerze, to spodziewałam się czegoś bardziej chwytającego za serce. Nie chodzi w zasadzie o historię Amy, która sama w sobie jest wstrząsająca, ale o sposób jej przekazania. Oglądałyście? Jakie wrażenia?



