Dziś przygotowałam dla Was listę moich kwietniowych i majowych ulubieńców. Będzie kilka produktów do makijażu, a w pośród nich trwały podkład na upały, najpiękniejszy rozświetlacz do twarzy i ciała oraz matująca baza pod makijaż. Polecę Wam też fantastyczną piankę utrwalającą skręt loków, a także odżywkę do włosów pachnącą kokosem. Zapraszam do dalszej lektury.
Próbki kolorów z Nabla Soul Blooming pokazywałam Wam na moim Insta Stories pytając czy poznajecie co to za paletka. Wiele z Was obstawiało, że to właśnie Nabla, a to za sprawą tego nietypowego, unikatowego wręcz fioletu o nazwie Garden Gate. Muszę przyznać, że te cienie wyglądają jeszcze lepiej na powiekach, a to rzadko się zdarza. Nie ma chyba piękniejszej, wiosenno-letniej palety, niż Soul Blooming. Zarówno kolory, pigmentacja, trwałość i formuła zasługują na piątkę z plusem. Odcienie błyszczące najlepiej nakładać na powiekę palcem – wówczas mają najmocniejszą pigmentację i połysk. Maty są tak intensywne i wręcz kremowe, że wystarczy kilka ruchów pędzlem, aby powstała piękna chmurka koloru. Nie musicie mieć w zasadzie większych umiejętności rozcierania cieni – wystarczy puchaty pędzel i lekka ręka, a stworzycie idealny, profesjonalny makijaż oka. Chciałabym, aby wszystkie cienie w paletach miały taką właśnie formułę. Jeśli podobają się Wam tego typu kolory, to naprawdę warto skusić się na tę paletę.
Moja cera jest ostatnio tak kapryśna, że przez chwilę rozważałam ponowną wizytę u dermatologa, aby zaproponował nową kurację przeciwtrądzikową. Ciągle borykam się z pojedynczymi, bolącymi pryszczolami, po których zostają czasem przebarwienia i ciężko jest mi je ukryć, bo przyzwyczaiłam się już do lekkiego makijażu. O moje pogorszenie stanu cery winię oczywiście hormony i odstawienie tabletek antykoncepcyjnych. Moją historię z tabletkami anty uwzględniającą ich wpływ na cerę, włosy i wagę opisywałam tutaj klik, więc jeśli rozważacie tę formę zabezpieczania się – polecam przeczytać. Na szczęście sytuacja zaczyna się powoli stabilizować i widzę, że z miesiąca na miesiąc moja cera zaczyna się poprawiać, więc muszę to po prostu przeczekać. Wracając do podkładu – ostatnio najchętniej sięgam po produkt Smashbox Studio Skin. Fantastycznie kryje wszelkie przebarwienia i nawet nie muszę już używać korektora. Jest przy tym bardzo trwały, a więc idealnie sprawdza się podczas panujących upałów. Jeśli miałabym wymienić trzy najlepsze podkłady, które sprawdzają się u mnie najlepiej, to na pierwszym miejscu jest oczywiście Dr Irena Eris Provoke Matt (używam, gdy nie mam dużo przebarwień i niedoskonałości), Estee Lauder Double Wear (sięgam po niego tylko na specjalne okazje, bo potrafi zapychać) i Smashbox Studio Skin (obecnie używany na co dzień). W swojej formule jest trochę podobny do starych, dobrych Revlonów Colorstay, bo tworzy taką gumową powłoczkę na skórze, dzięki czemu wygląda na gładszą.
Od zawsze byłam antyfanką baz pod makijaż. Wszystko dlatego, że nie zauważyłam, aby przedłużały trwałość makijażu, a wręcz przeciwnie. Często miałam wrażenie, że taka baza zbytnio obciąża skórę, która zaczyna się buntować wyrzutem jeszcze większej ilości sebum. Moje podejście do tematu zmieniła baza z NYX Total Control. Jest bardzo lekka i pozostawia skórę matową, a jednocześnie nie ma tu uczucia ściągnięcia czy jakiegokolwiek dyskomfortu. Faktycznie przedłuża trwałość mojego makijażu i moja strefa T nie świeci się już księżycowym blaskiem po 30 minutach od przypudrowania. Ostatnią zaletą jest też to, że ta baza nie spowodowała u mnie pogorszenia stanu skóry, a to dla mnie zawsze bardzo ważne. Myślę, że to produkt idealny na lato, jeśli macie problemy z nadmiernie przetłuszczającą się skórą.
Bransoletka – The Peach Box | Zegarek Daniel Wellington Classic Petitte Melrose tutaj klik (na kod “HEDONISTKA” -15% zniżki na wszystkie zegarki i bransoletki ze strony www.danielwellington.com/pl) | Bransoletka Yes La Prima tutaj klik
Rozświetlacz, który totalnie skradł mi serce to Victoria Beckham dla Estee Lauder o nazwie C1 Modern Mercury. Ma bardzo unikatowy odcień, którym nie może poszczycić się żaden inny rozświetlacz w mojej kolekcji. Lubię, jak tego typu produkty imitują naturalny blask skóry, a nie świecą się tak, że od razu widać jakieś makijażowe kombinacje. Ten ma lekko różowawy, wpadający nawet w brąz odcień, co sprawia, że na mojej opalonej skórze prezentuje się niesamowicie naturalnie. To taki elegancki, subtelny połysk, dzięki któremu makijaż wygląda lekko i świeżo. Rozświetlacz ma fantastyczną, jedwabistą konsystencję i długo pozostaje na skórze. Używam go też do makijażu oka i na inne części ciała, ale o tym napiszę Wam już niebawem. Jest to drogi produkt, ale absolutnie wart tej ceny.
Kolejnym hitem ostatnich tygodni jest ten oto matujący krem od marki Kiko Hydra Pro Matte. Lekki, nawilżający i pozostawiający uczucie ukojenia. Póki co sprawdza się pod makijażem lepiej, niż mój poprzedni ulubieniec Clinique Moisture Surge. Nie jest to taki typowy, matujący krem, pod którym skóra zaczyna się tak naprawdę jeszcze bardziej przesuszać. Tutaj faktycznie działanie nawilżające i matujące jest odpowiednio zbalansowane. Plusik za ładne i wygodne opakowanie.
Nie sądziłam, że sezon na gołe nogi rozpocznie się tak szybko! Wraz z nadejściem cieplejszych dni do akcji wrócił mój absolutny hit czyli rajstopy w spreju od Sally Hansen. Uwielbiam ten produkt za jego trwałość, kolor i odpowiednie krycie, dzięki któremu mogę ujednolicić odcień skóry. Jeśli jeszcze nie wiecie jak używać rajstop w spreju, to koniecznie zajrzyjcie do tego wpisu tutaj klik.
Rajstopy w spreju Sally Hansen dają efekt całkowicie matowej skóry. Aby dodaj jej blasku w odpowiednich miejscach używam suchego olejku z drobinkami i od lat jest to Nuxe Multi Purpose Dry Oil. Jak już wiecie, w kosmetykach zawsze zwracam uwagę na zapach, który w tym przypadku wyjątkowo mi nie pasuje. Niemniej jednak uwielbiam to subtelne (a nie brokatowe!) rozświetlenie, więc wybaczam temu olejkowi babciny zapach.
Antycellulitowych balsamów Eveline używam już od lat i wiele razy polecałam je na łamach tego bloga. Sprawiają, że skóra faktycznie wygląda na gładszą, pokrywając ją taką jedwabistą powłoczką. Poza tym pięknie pachną i co istotne przy upałach – fantastycznie chłodzą, dając uczucie ukojenia i świeżości. Ta wersja czyli Slim Extreme 4D Scalpel zawiera jeszcze maleńkie, srebrne drobinki rozświetlające skórę. Jak używam tych balsamów, aby faktycznie działały? Zachęcam do lektury tego wpisu tutaj klik.
W kwestii pogłębiania opalenizny i nadawania skórze zdrowego odcienia, to z przyjemnością wróciłam do brązującej mgiełki z Lirene. Fajne jest to, że w zasadzie nie ma szans na to, aby zrobić sobie tym produktem jakiekolwiek smugi czy plamy. Efekt opalenizny przychodzi stopniowo i jest naprawdę ładny. Poza tym olejek ładnie nabłyszcza skórę, dzięki czemu wygląda bardziej apetycznie.
Jeśli lubicie zapach kokosowy, to mam dla Was propozycję idealną. Oto odżywka marki Palmers Coconut Oil Repairing Conditioner, która potrafi wypełnić zapachem moją łazienkową szafkę nawet, gdy jest szczelnie zamknięta. Ten kokosowy aromat kojarzy mi się z latem, słońcem, ciepłem i ogólną sielanką. Zapach to jednak nie wszystko, bo odżywka jest naprawdę świetna! W składzie znajdziecie dużo olejów i ekstraktów roślinnych, hydrolizowaną keratynę oraz silikony, co czyni ją całkiem niezłą odżywką do stosowania na co dzień. Nie zauważyłam, aby keratyna zbyt mocno usztywniała moje włosy, więc proporcja olejów musi być tu odpowiednio zbalansowana. Włosy są po niej mięciutkie, gładkie, sypkie i długo pachną smakowitym kokosem. Mimo, że olej kokosowy nie należy do moich ulubionych, to w połączeniu z innymi sprawdza się całkiem nieźle.
Moje włosy są z natury bardzo proste i to na tyle, że nie muszę używać prostownicy. Ma to swoje plusy, ale też kilka minusów, a między innymi to, że skręt loków nie utrzymuje się na nich zbyt długo. Muszę wspomagać się wówczas jakimiś stylizatorami, które mają działanie utrwalające. Niedawno trafiłam na teksturujący puder w piance z efektem dzikiej objętości L’oreal Wild Styler’s 60 Rebel Push-up, który zapewnia odbicie włosów u nasady i utrwalenie ich na długości. Nie nakładam jednak tego produktu blisko skóry głowy, bo obawiam się o jej podrażnienie, ale za to na długości sprawdza się rewelacyjnie. Wyciskam trochę pianki na dłoń, rozsmarowuję i aplikuję na włosy po ich wysuszeniu, a następnie rozczesuję i nawijam na termoloki. Lubię ten efekt utrwalenia bez żadnego sklejania czy szorstkości. Póki co to mój ulubiony produkt utrwalający, dzięki któremu mogę cieszyć się swoimi falami znacznie dłużej. Niestety jak w przypadku większości utrwalaczy, w składzie jest alkohol denat, więc nie polecam używania go codziennie, bo może przesuszyć włosy. Natomiast okazjonalnie z pewnością nie zrobi im krzywdy.
I tak oto
prezentują się moi ulubieńcy ostatnich tygodni. Dajcie znać czy testowałyście
już coś z tej listy i czekam też na Wasze rekomendacje, bo chętnie z nich
korzystam.
prezentują się moi ulubieńcy ostatnich tygodni. Dajcie znać czy testowałyście
już coś z tej listy i czekam też na Wasze rekomendacje, bo chętnie z nich
korzystam.
_____________________________