Dziś mam dla Was coś zupełnie nowego, jeśli chodzi o tematy na moim blogu. Wystrój wnętrz zawsze mnie kręcił, ale nie miałam czasu, ani możliwości się w tym realizować. Nadszedł jednak moment, w którym chciałabym pokazać Wam kawałeczek mojego domowego klimatu, a konkretnie sypialnię. To takie miejsce w mieszkaniu, które najczęściej zmieniam poprzez różne dodatki i ich kolorystykę. Na co postawiłam tym razem? Zapraszam Was na pierwszy, wnętrzarski wpis, który być może doczeka się kolejnych części.
Podejrzewam, że pierwszą rzeczą, na którą zwróciłyście uwagę spoglądając na zdjęcie, to ściana z białych cegieł. Kiedyś była niesamowicie modna i pamiętam, że wszyscy moi znajomi mieli ją w swoich mieszkaniach. W pewnym momencie czułam już przesyt taką aranżacją i obiecałam sobie, że nigdy nie urządzę swojego wnętrza w ten sposób. Minął jakiś czas, polska fascynacja białą cegłą wyraźnie ucichła, a ja znów zaczęłam patrzeć na nią nieco bardziej przychylnym okiem. Odkryłam, że nadaje całemu wnętrzu świeżości i jest super przytulnym tłem dla jasnych dodatków.
Można by rzec, że poduszek to u mnie pod dostatkiem. Yes. Mam na ich punkcie małego bzika i pierwszą rzeczą, na którą zwracam uwagę w sklepach z artykułami domowymi są właśnie poduchy i poszewki. Mogłabym nimi zawalić pół łóżka, a i tak byłoby mi mało. Staram się jednak opanować te dzikie żądze, żeby móc się jeszcze gdzieś położyć 🙂 Tak sobie myślę, że róż zajmuje jakieś specjalne miejsce w moim sercu. Ludzie, którzy znają mnie osobiście pewnie nigdy nie skojarzyliby mnie z tym kolorem, a ja uwielbiam go wykorzystywać w domowych aranżacjach. Co prawda można z nim przeholować i wówczas robi się trochę infantylnie, ale dla mnie to kolor pozytywnej energii i chcę go na co dzień widzieć jak najwięcej. W połączeniu z bielą robi się kobieco, świeżo i optymistycznie – to lubię!
Różowe i białe poszewki są z Ikea, tak samo zresztą jak wkłady do nich. Okrągła jest z Pepco, a włochate dorwałam kiedyś w sklepie Carrefour.
Wiecie do czego używam jeszcze szczotki Tangle Teezer? Do wyczesywania moich włochatych poduszek! Wiem, że pewnie nie odkryłam Ameryki w tym temacie, ale jeśli Wasze poduchy czy włochacze stają się po czasie takimi brzydkimi plackami, to polecam zafundować im małe szczotkowanie. Będą wyglądać jak nowe.
Nad łóżkiem mam długą, białą półkę, na której ustawiłam zwykłe ramki kupione w Ikea. Mają naprawdę duży wybór i można przebierać w rozmiarach oraz wzorach. Dobierzecie tam też obrazki do tych ramek, ale ja zdecydowałam się na biało-czarne grafiki znalezione w sieci. Tę z napisem zrobiłam sama w Photoscape, dobierając odpowiednią czcionkę i wydrukowałam na zwykłej drukarce.
Na moim stoliku nocnym honorowe miejsce zajmuje lampa Arstid, którą również kupiłam w sklepie Ikea. Wybrałam kolor srebrny, choć długo wahałam się nad mosiężną podstawą. Tacka w kształcie muszelki pochodzi ze sklepu Jysk, ale kupiłam ją już bardzo dawno i nie wiem czy jeszcze będzie dostępna.
Stolik nocny również jest z Ikea (jakby co, to marka nie sponsoruje tego wpisu). Pewnie zastanawiacie się dlaczego dobrałam tak wysoki stolik, który w założeniu powinien być niższy, aby nie uderzać o niego głową i mieć wszystko w zasięgu ręki. Mam jakąś dziwną tendencję do machania rękami podczas snu i zazwyczaj strącam wszystkie kubki lub telefon na ziemię. Wyższy stolik zażegnał ten problem.
Apropos mebli z Ikea, to jestem ciekawa czy Wy też lubicie je samodzielnie skręcać? Ja uwielbiam i zawsze zgłaszam się na ochotniczkę, gdy ktoś ma z tym problem. Serio, to lepsze niż puzzle 🙂
Na szafce nocnej z drugiej strony łóżka stoi mój głośnik, o który bardzo często pytacie, myląc go z radiem. To model Marshall Acton Cream i można podłączyć do niego komputer lub telefon, puszczając swoją ulubioną muzykę. Testuję go już od dawna i przeżył bardzo poważne imprezy, włączając w to nawet interwencje sąsiadów, więc potrafi nieźle łupnąć. Malutki i niepozorny. Taka “cicha woda”.
Koc z wełny czesankowej to taki “must have”, jeśli chodzi o mój jesienno-zimowy wystrój mieszkania. Nie mogę oprzeć się, aby nie uchwycić choć kawałeczka na każdym, blogowym zdjęciu. Tworzy niezwykle przytulny klimat i pewnie jeszcze nie raz będziecie mogły go tu zobaczyć.
Białe dynie zawojowały Instagram. Sama nie wiem w czym tkwi ich fenomen, ale trzeba im przyznać, że fajnie wprowadzają w jesienny klimat i po prostu ładnie prezentują się na zdjęciach. Jak widać – u mnie robią też za wieszak na biżuterię. Gdybyście były ciekawe, to odmiana Baby Boo i ja swoje kupiłam na dyniowej farmie koło Gdańska.
I na koniec pościel z Ikea Praktviva. Jestem ogromną fanką białej pościeli i choć jest niepraktyczna, to te kolorowe i wzorzyste po prostu mi się nie podobają. Pierwszy raz kupiłam ten model i jak zwykle rozczarowuje mnie to, że niesamowicie się gniecie. Wierzcie mi, że po jednym spaniu już nie wygląda tak ładnie i to jej największy minus. Marzę o takiej pościeli, która nie będzie się gniotła!
I tym kawowym akcentem dobrnęłyśmy do końca tego wpisu. Jestem ciekawa czy chciałybyście częściej widzieć na moim blogu publikacje związane z tematyką wnętrzarską. Mam już kilka nowych pomysłów na kolejne aranżacje sypialni i jeśli będziecie chciały, to chętnie się nimi podzielę na łamach bloga. Macie jakieś pytanka? To zapraszam do sekcji komentarzy, a ja tymczasem życzę Wam udanego wieczoru.