JAK SPRAWDZIŁ SIĘ U MNIE UWIELBIANY KOREKTOR POD OCZY MAYBELLINE INSTANT ANTI-AGE THE ERASER EYE?
Picture of Daria

Daria

Autorka wpisu

Dziś przyjrzymy się bliżej uwielbianemu i niemalże kultowemu już korektorowi pod oczy od Maybelline Instant Anti-Age. Od dawna obserwowałam w sieci opinie na jego temat i większość z nich była bardzo pozytywna. Korektor ma mieć dobre krycie, nie podkreślać zmarszczek i nie wysuszać okolicy pod oczami. Jak się u mnie sprawdził? O tym przeczytacie w dalszej części dzisiejszego wpisu, więc serdecznie zapraszam. 

Co jakiś czas wśród blogerek i jutuberek urodowych pojawia się jakiś kosmetyczny hit. Muszę przyznać, że nie zdarzyło mi się jeszcze, aby kupić z polecenia moich ulubionych “beauty guru” coś, co było do kitu. Nie wiem czy to instynkt samozachowawczy, czy może pewnego rodzaju doświadczenie i znajomość tematu, ale zazwyczaj te mocno polecane produkty sprawdzają się u mnie doskonale. Pamiętam, że jakiś czas temu na wielu kanałach i blogach zaczął pojawiać się korektor Maybelline Anti-Age z tą specyficzną gąbeczką. Wtedy nie był jeszcze dostępny w Polsce i dziewczyny zamawiały go w internecie. Wiele razy byłam dosłownie o krok od zakupu, ale jakoś nigdy do tego nie doszło. I dobrze, bo korektor niedawno pojawił się w polskich drogeriach. Niewiele myśląc udałam się do Rossmanna i moim oczom ukazała się praktycznie pusta półka. Zostały pojedyncze, ciemne kolory, więc zrezygnowałam z zakupu. Później zdarzało się to jeszcze kilka razy w różnych Rossmannach, więc kolejny raz utwierdziłam się w przekonaniu, że ten produkt musi być naprawdę dobry. W końcu udało mi się dorwać jakiś sensowny odcień i dziś napiszę Wam jakie są moje wrażenia. 
Już na wstępie byłam zdziwiona ceną tego korektora, bo kosztował około 50 zł w Rossmannie. Myślę, że jak na korektor drogeryjny, to dosyć dużo tym bardziej, że w sieci można go dorwać za niecałe 30 zł. Kupiłam odcień Light, który wydawał mi się najbardziej sensowny. Posiada wyraźne, żółte tony, których szukam w tego typu produktach. Fantastycznie neutralizują zaczerwienienia i ładnie stapiają się z makijażem. Dopiero w domu zobaczyłam jak odcień Light różni się od koloru mojego ulubionego podkładu Dr Irena Eris Provoke Matt 210 (możecie to zobaczyć na zdjęciu niżej). Ostatecznie ładnie stopił się z podkładem i pudrem, więc nie było widocznych odcięć. 
Po lewej podkład Provoke Matt 210, po prawej korektor Maybelline Instant Anti-Age w odcieniu Light

Konsystencja tego korektora jest niesamowicie kremowa, przy czym nie jest to produkt ciężki. Faktycznie wygląda na skórze bardzo ładnie i naturalnie. Nałożyłam go także nieco niżej w dół policzka i byłam zaskoczona jak pięknie wypełnił wszystkie pory wygładzając skórę. Spodobał mi się również ten efekt lekkości i nietłustości tego produktu, a jestem na to wyczulona. Jako posiadaczka skóry mieszanej, w kierunku tłustej nie lubię ciężkich konsystencji, więc tu wieeeeelki plus!
Na powyższym zdjęciu możecie zobaczyć efekt przed nałożeniem korektora (po lewej) i po jego aplikacji palcami (po prawej). Krycie? Naprawdę świetne, choć nie mam mocnych zasinień w tej okolicy. Wokół oczu posiadam raczej dużo zaczerwienień (częste alergie) i od korektora oczekuję przede wszystkim zneutralizowania tego efektu. Szczególną uwagę zwracam na to miejsce z boku nosa aż do wewnętrznego kącika oka – tam często pojawiają się u mnie zasinienia i widoczna jest taka odcięta linia, która sprawia, że oko wydaje się być osadzone bardzo głęboko. Jeśli tego nie przykryję korektorem, to moje spojrzenie wygląda na zmęczone (zombie) i cały makijaż jest niechlujny. Korektor bardzo dobrze poradził sobie z przykryciem wszelkich niedoskonałości, ale ma dla mnie jedną, dużą wadę, a mianowicie podkreśla zmarszczki i uwidacznia te, których bez nałożenia tego produktu zupełnie nie widać. Próbowałam go nakładać na różne kremy, a także na czystą skórę, ale dalej było tak samo. To w moim przypadku dyskwalifikuje go do nakładania pod oczy i będę go używać tylko do tego miejsca z boku nosa i jako bazę pod cienie. Co do wysuszania skóry pod oczami, to faktycznie tego nie robi. Utrzymuje się bardzo dobrze – nie znika w ciągu dnia i nie roluje się na powiece, ale trzeba go delikatnie przypudrować. 
Wiele dziewczyn ma też zastrzeżenia do opakowania, a konkretnie gąbeczki, która zdaje się być niehigieniczna w utrzymaniu. W mojej opinii jest tu zupełnie zbędna, bo i tak do rozprowadzenia korektora używam gąbeczki Blend It, palca lub pędzla. Nie zauważyłam, aby pomagała w czymkolwiek, więc po jakimś czasie na pewno ją zdejmę. Korektora używam już 2 miesiące i dotarłam dopiero do połowy opakowania, więc jest całkiem wydajny. Stosuję go też czasem jako podkład na całą twarz i na pojedyncze przebarwienia, bo lubię jego krycie i lekkość. 
Podsumowując, nie mogę nazwać tego produktu bublem, bo faktycznie świetnie kryje, jest lekki i dobrze się utrzymuje, ale jednak podkreśla i “wynajduje” nowe zmarszczki pod oczami, a tego nie lubię. Mimo wszystko chętnie sięgam po niego w moim codziennym makijażu i jeśli szukacie czegoś, co nie obciąży skóry w okolicach oczu i nie macie tam jeszcze zmarszczek, to mogę go polecić. 
Dajcie koniecznie znać czy ten hit internetu się u Was sprawdził i jakie są Wasze odczucia! 

________
INSTAGRAM      FACEBOOK   ♥ SNAP hedonistkaaa 



Przeczytaj także