Dziś wpadam do Was z małą porcją hitów i kitów ostatnich tygodni. To był dla mnie bardzo intensywny, pracowity czas, ale udało mi się przetestować kilka kosmetyków i wyłonić ulubieńców. Wspomnę o pewnym bardzo popularnym podkładzie, kremie pod oczy i zapachu do wnętrz, a także niedrogim oleju do włosów, który ostatnio jest moim absolutnym faworytem. Jesteście gotowe? Zapraszam do czytania dalej.
Zacznę od oleju do włosów. Olejowanie to mój absolutnie ulubiony element całego cyklu pielęgnacji i w eBooku “Nauczę Cię dbać o włosy” omawiałam ten temat bardzo szeroko. Mimo, że olej z pestek winogron, który kupiłam w Biedronce jest rafinowany, a więc niepełnowartościowy, to na moich włosach sprawdza się rewelacyjnie. Zmiękcza je, sprawia, że są sprężyste, mięsiste i gładkie w odczuciu. Cena to około 14 zł za litr oleju, więc naprawdę się opłaca. Jeśli szukacie czegoś niedrogiego do olejowania, to polecam wypróbować sobie właśnie ten olej marki Sottile Gusto i to bez względu na porowatość włosów. Wiele razy podkreślałam, że pielęgnacja czupryny wcale nie musi być oparta na drogich produktach. I w moim eBooku niejednokrotnie to udowadniam, choć oczywiście znajdują się też droższe propozycje do wyboru.
Ostatnio miałam jakiś kryzys związany z kremami pod oczy. Dosłownie każdy powodował u mnie podrażnienie, uczucie ściągnięcia i jeszcze większej suchości. To naprawdę wkurzające, gdy kupujesz krem za sporą sumkę, a po jego użyciu budzisz się rano z ogromną opuchlizną i czerwonymi spojówkami. Szczególnie te naturalne, wegańskie kremy potrafiły mi zrobić “kuku” i przez tydzień chodziłam z oczami czerwonymi jak królik. Wygląda na to, że w końcu mogę odetchnąć z ulgą, bo trafiłam na coś dobrego, a mianowicie krem 4 Lift Skin by Oceanic. Kupiłam go zupełnie przypadkowo podczas buszowania w Rossmannie i skusiła mnie przede wszystkim niewygórowana cena oraz bardzo duża pojemność. Ten produkt ma wielkość kremu do twarzy, więc byłam zdziwiona, że jest aż tak duży.
Już po pierwszym użyciu wiedziałam, że to jest to! PS Oł jea, mój nowy szablon ma opcję takich ładnych cytatów 😀
Krem świetnie nawilżył okolicę w okół moich oczu (na początku składu zawiera nawilżające alkohole tłuszczowe, które uwielbiam) . Do tego lekko napina i ujędrnia skórę, a więc spojrzenie wydaje się bardziej świeże i wypoczęte. Nie podrażnił mnie, nie zapchał i w końcu nie budzę się z opuchlizną. Świetnie wygląda pod makijażem – nie roluje się, nie ścina, nie podkreśla zmarszczek. Plus za szklaną buteleczkę z pompką. Minus za zapach – przypomina mi aromat kosmetyków naturalnych, taki lekko słodki, miodowy i mdlący. Mimo to jest moim hitem ostatnich tygodni i póki co nie szukam już niczego innego. Dla mnie hicior i to odkryty przypadkowo!
Jak wiecie mam bzika na punkcie perfum i zapachów. W ogóle mam mocno wyczulony węch i to jest czasem bardzo uciążliwe. Nie jestem w stanie przebywać obok osoby, która w mojej ocenie źle pachnie. I tu nie chodzi o perfumy, które nie przypadły mi do gustu, tylko o inne zapachy 🙂 Pamiętam, że będąc na studiach, podróżowanie komunikacją miejską było dla mnie wręcz traumatyczne. Rozumiem, że nie każdy musi pachnieć fiołkami, ale tego, że niektórzy ludzie się nie myją lub nie piorą ubrań już nie jestem w stanie pojąć. Wracając do zapachów – kolejny raz skusiłam się na
patyczki zapachowe z Kazara o zapachu Cashmere Vanilla. To dokładnie ten sam zapach, który unosi się w sklepach Kazar. Uwielbiam go! Jest delikatny, a zarazem mocno wyczuwalny. W przeciwieństwie do patyczków zapachowych innych marek, nie jest tak nachalny i gryzący w oczy. Swoją drogą – zapachy do wnętrz Ambi Pur i Air Wick powodują mnie mdłości i alergię, która objawia się ciągłym kichaniem oraz łzawieniem oczu. Ten tego nie robi. Subtelnie unosi się w pomieszczeniu i nadaje mu taki elegancki klimat. Dodam, że nie przepadam za zapachem wanilii, ale tu jest wyczuwalna w zupełnie inny sposób.
Przejdę teraz do produktu, który mogę nazwać kitem ostatniego czasu. Podkład
Wibo Forever Better Skin szybko stał się hitem internetu, a że ja wciąż nie mogę trafić na zamiennik Eris Provoke, który był moim ulubionym podkładem, to postanowiłam go wypróbować. Efekt po pierwszym nałożeniu? WOW! Skóra wygładzona jak w Photoshopie. Pory praktycznie niewidoczne, świetne krycie już przy jednej warstwie, do tego dobrałam naprawdę ładny, zdrowy kolor. Podkład szybko mi się wyświecił, szczególnie na czole, ale ja ostatnio lubię taki przetłuszczony efekt na twarzy (sama jestem w szoku). Ten podkład jest dosyć mocno wyczuwalny na skórze, bo zastyga. Porównałabym to do efektu po Estee Lauder Double Wear czy Revlon Colorstay, przy czym podkład z Wibo wygląda na twarzy o wiele lepiej. I bum – kolejnego dnia na mojej skórze pojawiło się mnóstwo bolących, wielkich pryszczy. Jaka szkoda! Ten podkład naprawdę wspaniale wygląda na cerze i dawno żaden tak mnie nie oczarował. Niestety – zapycha i to naprawę okrutnie. Wiem, że wiele kobiet ma z nim ten problem, a jego skład może zwiastować takie przykre efekty (Dimethicone i Talc już na początku INCI). Mimo to musiałam przekonać się o tym na własnej skórze. No nic, szukam dalej. Znalezienie podkładu idealnego to dla mnie niekończąca się historia. Jeśli nie macie cery wrażliwej, skłonnej do zapychania – musicie go przetestować.
I na dziś to tyle, jeśli chodzi o hity i kity ostatnich tygodni. Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku i że odczuwacie już pewną ulgę po tym całym, koronawirusowym szaleństwie. Jak pewnie zdążyłyście zauważyć – mój blog przeszedł mały lifting. Podoba się Wam? Potrzebowałam tej zmiany, żeby móc nadal tworzyć i chyba każdy twórca ma podobnie. Zachęcam Was do śledzenia mnie na Insta, a szczególnie do oglądania Stories, gdzie jestem obecna codziennie.