HITY I KITY LISTOPADA: MARMUROWY PLANNER POWIDOKI, ZOEVA PURE VELOURS, ORIGINS DRINK UP, CLINIQUE SUPERBALANCED, INDIGO METAL MANIX CHAMELEON I INNI.
Picture of Daria

Daria

Autorka wpisu

Mamy już grudzień, więc najwyższy czas na kosmetyczno-lifestylowe podsumowanie minionego miesiąca. W dzisiejszym wpisie pokażę Wam kilka produktów godnych uwagi, ale będą też takie, na których się zawiodłam. Zapraszam na hity i kity listopada!
powidoki_planner_marble_marmurowy_kalendarz

Motyw marmuru jest w tym sezonie szalenie modny. Sama często poszukuję dodatków w tym stylu i kiedy odkryłam marmurowy planner Powidoki (klik), to od razu wpadł mi w oko. W środku znajdziemy to, co każdy organizer mieć powinien, a dodatkowo uzupełniony został motywującymi sentencjami i rubryczkami do wypełnienia. Na koniec każdego tygodnia jest miejsce na stworzenie takiego małego podsumowania, które może być genialnym źródłem motywacji! Nigdy nie lubiłam tego typu notesów, bo wydawały mi się dodatkowymi pożeraczami czasu, ale ten jest wyjątkowy. To taki osobisty dziennik, dzięki któremu można bardziej docenić każdą chwilę i pamiętać o tym, co wcześniej gdzieś nam umykało. 
Hitem okazała się też maskara do brwi Bobbi Brown Natural Brow Shaper w odcieniu Rich Brown. Świetnie podkreśla każdy, nawet najmniejszy włosek maksymalnie go uwidaczniając. Dzięki temu brwi wydają się bardziej gęste i naturalne. Odcień jest chłodny i idealnie komponuje się z moimi włoskami. Żel ma też właściwości utrwalające, więc brwi pozostają w odpowiednim kształcie aż do wieczornego demakijażu.
Moim małym odkryciem listopada jest podkład Clinique Superbalanced. Mimo lekkiej, niewyczuwalnej na skórze konsystencji ma całkiem niezłe krycie i w połączeniu z moim ulubieńcem Provoke Matt Fluid daje efekt nieskazitelnej skóry. Wcześniej mieszałam Irenę z Estee Lauder Double Wear, ale to połączenie było czasem zbyt ciężkie na dzień. Clinique jest o wiele lżejszy i mam wrażenie, że wygląda na skórze bardziej naturalnie. To taki Bourjois Healthy Mix, ale z większym kryciem, o podobnym wykończeniu. 
Był już efekt syrenki, efekt lustra i holo, a teraz czas na kameleony. Marki paznokciowe wprowadzają coraz to nowsze pyłki, dzięki którym możemy uzyskać niepowtarzalny połysk na płytce, niczym foliowa naklejka. Moim ulubieńcem jest pyłek Indigo Metal Manix Chameleon w odcieniu Alien, który jest naprawdę unikalny i pewnie niedługo pokażę stylizację z jego udziałem na moim Instagramie (klik).
W ostatnich tygodniach praktycznie codziennie sięgałam po konturówkę Essence Lipliner w odcieniu Satin Mauve 06. To piękny, naturalny odcień, który utrzymuje się na ustach wiele godzin. stanowi idealną bazę pod większość pomadek w odcieniu brudnego różu.
Jesień i zima to nie jest zbyt łaskawy czas dla mojej cery. Ogrzewanie sprawia, że mam na zmianę problem z nadmiernym przesuszeniem i wzmożonym wydzielaniem sebum. Wybawieniem okazała się maseczka Origins Drink Up Intensive, która już po pierwszej aplikacji ukoiła moją cerę i przywróciła jej równowagę. Nie spowodowała u mnie żadnego uczulenia czy powstawania nowych niedoskonałości, więc mogę ją śmiało polecić. Dodatkowo pięknie pachnie! Producent zaleca nałożenie jej na całą noc, jednak mi w zupełności wystarcza 30 minut i zmycie ciepłą wodą. 
W tych chłodnych, ponurych miesiącach stawiam na połyskujące powieki i moim ulubieńcem w tej kategorii jest piękny brąz Nabla Danae z serii Goldust. Niezwykle napigmentowany, metaliczny i iskrzący brązowo-złotymi drobinkami cień, który świetnie nadaje się do wieczorowego smoky eye lub do stworzenia lśniącej kreski. Jeszcze nie spotkałam się z tak pięknym i błyszczącym cieniem, który dodatkowo podbija zieleń tęczówki. 
Długo szukałam matowej, czerwonej pomadki, która miałaby domieszkę niebieskiego pigmentu (sprawia, że zęby wydają się bielsze) i taka jest właśnie Zoeva Pure Velours Lips w odcieniu Blue Blood. Lubię formułę tej pomadki, bo jest trwała, aksamitna, ale nie wysusza ust i nie daje efektu “rodzynki”. Mam wrażenie, że optycznie je ujędrnia i sprawia, że wyglądają na bardziej gładkie, niż w rzeczywistości. Jeśli miałabym postawić na jedną, trwałą pomadkę w krwistoczerwonym odcieniu, to byłaby właśnie Zoeva.

Ja także popełniam małe, włosowe grzeszki i zdarzy mi się od czasu do czasu użyć lakieru do włosów lub tego przeklętego, suchego szamponu, po którym notorycznie pojawia się u mnie łupież i ogólne podrażnienie skóry głowy. Tym razem uratował mnie szampon Capitis Duo, który kupiłam z polecenia farmaceutki. Już po dwóch zastosowaniach problem łupieżu, nadmiernego przetłuszczania i swędzenia zniknął, więc polecam. 

W listopadzie nie obeszło się bez tzw. “kitów” czyli produktów, które nie do końca mi się sprawdziły. Małym bublem okazał się cień do brwi Catrice Velvet Brow Powder Artist, którego aplikator chyba nie do końca został przemyślany. Z jednej strony mamy szczoteczkę, która jest całkiem w porządku, ale z drugiej jest gumowy aplikator, którym mamy nanosić cień na brwi. Nie jest to ani precyzyjne, ani wygodne, więc produkt mogę zaliczyć do kompletnych niewypałów. 
Jak wiecie jestem ogromną fanką maskary L’oreal Volume Million Lashes So Couture So Black, natomiast wszystkie inne tusze z tej serii zupełnie mnie nie zachwyciły. Rozczarowaniem okazała się też nowość o nazwie Fatale. Tusz nie pogrubia moich rzęs, tylko lekko je wydłuża, ale najgorsze jest to, że nie utrzymuje skrętu zalotki, a to dla mnie bardzo ważne. Dam mu jeszcze trochę czasu, aby zgęstniał, chociaż nie widzę w nim potencjału.
W swoich kosmetycznych zbiorach odnalazłam też transparentną kredkę Essence Lipliner, która ma za zadanie podkreślać kształt ust i stanowić taką jakby barierę ochronną zapobiegającą wylewaniu się pomadki poza kontur. Niestety zupełnie nie spełnia swojej funkcji i mam wrażenie, że zmienia trochę odcień pomadek. W efekcie na brzegach mam zupełnie inny kolor, niż na pozostałej części ust.
Ostatnim kitem jest gąbeczka do aplikacji podkładu Nickak FX Blending Sponge, która jest kolejną, nieudaną próbą doścignięcia fenomenu Beauty Blendera. Gąbka jest dosyć sztywna i nie rozprowadza produktu tak idealnie jak oryginalny BB. Oczywiście można nią nałożyć podkład, ale potrzeba na to o wiele więcej czasu, niż w przypadku aplikacji palcami czy pędzlem typu Flat Top. Myślę, że lepiej dołożyć trochę więcej pieniędzy i kupić oryginał, chociaż ja nie jestem ogromną fanką gąbeczek. Zdecydowanie bardziej wolę wcześniej wspomniane Flat Topy i to nimi najwygodniej mi się pracuje. 
A JAKIE SĄ WASZE HITY I KITY MINIONEGO MIESIĄCA?



Przeczytaj także