Moje drogie, dziś kolejny wpis z serii hiciorów minionego roku. Poświęcę go kosmetykom do makijażu twarzy, po które w 2019 roku sięgałam najczęściej. Będzie to taki “top of the top” i dziś w zasadzie nie wyobrażam sobie już mojego makijażu bez tych produktów.Cały czas testuję jakieś nowości, które niejednokrotnie okazują się naprawdę fajne, ale jednak podczas codziennego makijażu moje ręka odruchowo sięga po starych ulubieńców. To chyba najlepszy argument za tym, aby poświęcić im osobny wpis, dlatego zapraszam do lektury.


Zacznę od błyszczyków, które mają powiększać usta czyli Eveline Oh My Lips Maximizer. Uległam kilku pozytywnym recenzjom i kupiłam coś, z czego zawsze się wyśmiewałam, bo niby jakby to miało działać? W jaki sposób mają te usta powiększać? Jakież spotkało mnie zaskoczenie, gdy pierwszy raz użyłam tego z jadem pszczelim. Fakt, piecze niemiłosiernie i sprawia, że usta stają się trochę gorące. W efekcie faktycznie zaczynają pęcznieć i są bardziej jędrne. Oczywiście nie możemy tu mówić o jakimś spektakularnym powiększeniu, ale efekt ujędrnienia jest z pewnością zauważalny. Ta opcja z chilli również jest fajna i działa na tej samej zasadzie (powoduje pieczenie), ale jednak z jadem pszczelim działa u mnie jakoś bardziej zauważalnie. Po czasie zauważyłam, że moje usta zaczynają się trochę znieczulać na to pieczenie i efekt nie jest już tak duży, jednak wystarczyło odstawić je na jakiś czas i znów działały tak, jak na początku. Drugim plusem jest to, że po prostu ładnie wyglądają na ustach solo, a także na różnych pomadkach.

Pozostając w temacie ust – czas na konturówki. Mam ich naprawdę dużo i chyba powoli zaczynam odczuwać nadmiar, a i tak zwykle sięgam po te dwie czyli Ingot Soft Precision Lipliner 74 i Nabla Attractive, która jest chyba dostępna tylko w lipkitach z płynną pomadką w zestawie. Dwa uniwersalne odcienie, które uwielbiam zarówno solo, jak i z pomadkami. Inglot to brudny róż, pasujący w zasadzie do każdej pomadki w tych tonach. Nabla to taki twarzowy brązik, który również świetnie koresponduje z różnymi pomadkami i to nie tylko brązowymi, ale też brudno-różowymi. Trwałe, nie przesuszają ust, ładnie się na nich rozprowadzają.

I ostatni produkt do ust, który zdeklasował wszystkie inne to pomadka Estee Lauder Pure Color Love w odcieniu Crazy Beautiful. Tonę w pomadkach, w najróżniejszych ich odcieniach, wykończeniach i rodzajach ale odruchowo zawsze wybieram właśnie tę. Świetnie komponuje się z konturówkami o których wspomniałam. A już pokryta tym błyszczykiem z Eveline wygląda dla mnie idealnie. To dzienniak, który można podkręcić konturówką dla bardziej wyraźnego efektu, ale solo również wygląda super.

Przejdźmy zatem do makijażu oczu i tutaj mam dwóch ulubieńców. Żel do brwi Golden Rose Longstay Brow Styling Gel, który jest absolutnym sztosem, jeśli chodzi o utrwalanie i podkreślanie brwi. Ładnie utrzymuje kształt, ale przede wszystkim pokrywa nawet najmniejsze, niezauważalne włoski, dzięki czemu brwi wyglądają na bardziej gęste i podkreślone. Drugi produkt to kredka czyli Wibo Feather Brow Creator, której chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Tania, świetny kolor, odpowiednia twardość, grubość, przydatna spiralka z drugiej strony. No i łatwo dostępna, bo w każdym Rossku jest.


A to mój ulubiony eyeliner w pisaku czyli Nabla Serial Liner. 2019 rok był dla mnie rokiem kreski. Wcześniej w zasadzie tylko delikatnie podkreślałam linię rzęs cieniem mocząc pędzelek w wodzie i rysując subtelną kreskę. W zeszłym roku nastąpił jakiś przełom w moim makijażu (tak, przełom, bo rzadko zmieniam swoje upodobania makijażowe) i zaczęłam używać eyelinerów w pisaku. Najpierw była delikatna kreseczka, później coraz dłuższa, grubsza i teraz zdarza mi się walnąć sobie naprawdę nieprzyzwoicie widoczną krechę. Mam tylko nadzieję, że nie skończy się to kreską jak u Amy Winehouse. Tak czy inaczej – uwielbiam ten eyeliner, bo spełnia moje oczekiwania. Jest trwały, mocno czarny i łatwo się nim rysuje kreskę. Nie brudzi mi rzęs podczas aplikacji i jest też bardzo wydajny. Mam go już chyba z rok i nadal daje radę.

Po wycofaniu z produkcji mojego ulubionego podkładu Eris Provoke Matt musiałam poszukać zamiennika. Nie znalazłam czegoś w 100% idealnego, ale blisko tego ideału są dwa produkty. Pierwszym z nich jest podkład Artdeco Perfect Teint Foundation, który jest dobrze kryjący i trwały. Na jego temat powstał osobny wpis, o którym przeczytacie tutaj klik. Drugim podkładem, po który najczęściej sięgałam w minionym roku był Golden Rose total Cover. Wystarczy naprawdę odrobina, żeby pokryć całą twarz i raczej nie warto z tą ilością przesadzać, aby nie skończyć z efektem maski. Świetnie sprawdzał się także w roli korektora na pojedyncze zmiany. To dwa podkłady, których najczęściej używałam, ale mają też swoje wady – czasem powodują u mnie jakieś delikatne wysypy na skroniach i wiem na 100%, że to ich sprawka. Niemniej inne podkłady, które testowałam wysypują mnie o wiele bardziej, więc z dwojga złego… Mam do Was taką małą prośbę. Jeśli znacie podkład, który jest bardzo podobny do Provoke Matt i nie spowodował u Was pogorszenia stanu skóry, to dajcie znać.

Czas na pudry. Najczęściej używałam dwóch czyli sypkiego Revlon Candid oraz prasowanego Nabla Close-up w odcieniu medium. Oba dobrze matowią skórę, ale bez efektu skorupy, ładnie wygładzają oraz długo utrzymują makijaż w nienaruszonym stanie. Co ważne – nie spowodowały mnie pogorszenia stanu cery, więc to również plusik. Są nawet lepsze od pudrów z Manhattanu, które uwielbiałam, bo nie dają efektu ciastka, co przy Manhattanie czasem mi się zdarzyło.

I na koniec rozświetlacz oraz brązer (przypominam, że zarówno forma brązer, jak i bronzer jest poprawna) . Rozświetlacze to moje kolejne uzależnienie. Odkąd moja skóra nie przetłuszcza się już tak, jak kiedyś, nabrałam ochoty na taki kontrolowany błysk. I to właśnie rozświetlacz z Nabla Savage był u mnie w użyciu najczęściej. Szampański, ale lekko przyciemniony, przez co nie odznacza się tak żółto na skórze i naprawdę daje efekt naturalnego połysku. Dobrze wygląda też na powiekach jako cień. Co do pudru brązującego – długo szukałam tańszego zamiennika Hoola od Benefitu, która, umówmy się, jest dosyć kosztowna jak na tak małą pojemność i raczej niską wydajność. W minionym roku najczęściej męczyłam brązer Catrice Sun Glow w odcieniu 030 Medium Bronze. Daje efekt naturalnie opalonej skóry, z lekkim, satynowym połyskiem, ale to nic krzykliwego, więc nie musicie się tego obawiać. Uważam, że to jeden z lepszych, tanich brązerów jakie można kupić w drogeriach stacjonarnych.

I na koniec trochę próbek kolorów produktów, o których dzisiaj wspomniałam. Dajcie znać jacy byli Wasi ulubieńcy roku 2019, a tymczasem do zobaczenia w kolejnych wpisach, których w tym miesiącu będzie sporo.