Moją ulubioną maską do włosów jest Kallos Blueberry. Zaskoczone? Stałe czytelniczki mojego bloga już dawno o tym wiedzą 🙂 Maska kosztuje niewiele, a to duże opakowanie starcza na bardzo długo. Inne odżywki tej marki nie zachwyciły mnie swoim działaniem – większość z nich ma w składzie proteiny, za którymi moje włosy nie przepadają. Kallosa Blueberry używam cyklicznie i staram się regularnie zmieniać odżywki w zależności od wymagań moich włosów. Jeśli potrzebuję miękkości i maksymalnego dociążenia, to sięgam po Blueberry. Kiedy stosuję ją przez dłuższy czas, to ten efekt “wow” z każdym użyciem jest coraz mniejszy, więc albo ją całkowicie odstawiam na kilka tygodni, albo mieszam z innymi składnikami. Poniżej kilka moich sposobów na “podkręcenie” lub zmianę działania tej maski.
Cały czas używam soku z czarnej rzepy, aby przyciemniać moje włosy i przyznam, że przy dłuższym stosowaniu widzę całkiem niezłe efekty (o bombie witaminowej dla włosów i skóry głowy na bazie soku z czarnej rzepy pisałam TUTAJ klik). Nie zawsze chce mi się zrobić płukankę czy wcierkę, a takie dodanie soku do maski jest bardzo szybkie w przygotowaniu. Do miseczki daję 2 -3 łyżki maski i dolewam 3 łyżki soku z czarnej rzepy. Po wymieszaniu nakładam na włosy, ale omijam skalp. Po około 20 minutach zmywam wodą.
Maska Kallos Blueberry jest typowym produktem emolientowym na bazie oleju awokado. Uwielbiam odżywki i maski emolientowe, ale od czasu do czasu moje włosy potrzebują protein i robię im wtedy laminowanie żelatyną. Nie zawsze jestem zadowolona z efektu, który jest czasem zbyt intensywny – włosy są za sztywne i sypkie, przez co nie chcą się układać. W tym przypadku świetnie sprawdza się mieszanie żelatyny z Kallosem Blueberry i TUTAJ klik pokazywałam jak krok po kroku to zrobić. Żelatyna zmienia działanie tej maski, bo nieco usztywnia włosy, ale dzięki olejowi awokado w składzie otrzymuję pożądany efekt laminowania. Włosy są gładkie, lśniące, ale miłe w dotyku i podatne na układanie. Łączenie protein (żelatyny) z emolientami (oleje) to świetny pomysł i jeśli Wasze włosy są wyjątkowo wymagające, to spróbujcie takiej mieszanki.
Miód to również jeden z moich ulubionych dodatków do masek i odżywek. Kiedy chciałam lekko rozjaśnić kolor włosów, to zawsze sięgałam po miód, który przy dłuższym stosowaniu dawał zadowalające efekty. Teraz stosuję go rzadziej, głównie ze względu na moje dążenie do naturalnego przyciemniania włosów, ale od czasu do czasu zdarzy mi się jeszcze dodać go do Kallosa Blueberry. Do 2-3 łyżek maski dodaję łyżeczkę miodu i po wymieszaniu nanoszę na włosy. Po 20 minutach zmywam. Uwielbiam tą miękkość włosów po miodzie.
Polecam Waszej uwadze: