Pędzle Zoeva należą do moich ulubionych. Aktualnie jestem posiadaczką czterech zestawów: Pink Elements, Rose Golden I i II oraz mam też zestaw klasyczny, z czarnymi trzonkami. Najstarsze modele są ze mną już prawie 3 lata i w dzisiejszym wpisie pokażę Wam jaki jest ich obecny stan. Jeśli interesuje Was cała prawda o pędzlach Zoeva po dłuższym użytkowaniu, to zapraszam do dalszej lektury. Odpowiem też na najważniejsze pytanie, a mianowicie czy warto w nie tak naprawdę zainwestować.
Pierwszy i tak naprawdę najstarszy zestaw, który do mnie trafił to
Eye Set czyli czarne, klasyczne pędzle ze srebrnymi skuwkami przeznaczone do makijażu oczu. Najbardziej wysłużony jest
227/Soft Definer czyli mój ulubiony pędzel do blendowania. Jak widać w jednym miejscu odeszła farba, co niestety wygląda dosyć słabo. Podobnie jest w przypadku
230/Pencil – tam również widzę mały odprysk. Wady pojawiły się po około 2 latach ciągłego używania.
Pędzle z białym włosiem mocno się odbarwiły i przywrócenie ich pierwotnego, jasnego koloru jest już niemożliwe. Inne modele są w całkiem niezłym stanie – napisy się nie starły, trzonki są nadal błyszczące, a skuwki nie tak porysowane, jak w przypadku pędzli innych marek. Nie straciły też połysku i nie pojawiły się na nich czarne odbarwienia, co często ma miejsce przy pędzlach Hakuro. Co do włosia – cały czas jest bardzo miękkie, nie straciło kształtu i nie widzę w nim większych ubytków. Tak naprawdę rzadko zdarza się, aby z pędzla Zoeva coś wypadało, więc są pod tym względem bardzo solidnie wykonane.
Największym rozczarowaniem już na samym początku był pędzel 315/Fine Liner, który dziwnie się rozczapierzył po pierwszym użyciu żelowego linera i nie powrócił już do swojego precyzyjnego kształtu. Później uzupełniłam swoją kolekcję czarnych pędzli Zoeva o kilka modeli do makijażu twarzy. Jak widać są w nienagannym stanie, poza oczywistym odbarwieniem jasnego włosia. Myślę, że to nieuniknione.
Największym plusem tych pędzli jest to, że nie zrobiły się szorstkie i cały czas trzymają swój kształt, a trzonki nie wypadają ze skuwek. Myślę, że jak na 3 lata intensywnego używania są w całkiem niezłym stanie.
Zestaw, który mam od ponad dwóch lat to
Pink Elements. Pamiętam, że strasznie podobały mi się te różowe trzonki, za którymi dzisiaj niespecjalnie przepadam. Poza tym stan pędzli jest naprawdę dobry. Nie straciły kształtu, nie wyłysiały, brak jakichkolwiek odprysków farby czy też większych zarysowań na skuwkach. Oczywiście te małe ryski są widoczne, ale trzeba się mocniej przyjrzeć. Nie widać natomiast żadnych plamek czy rdzy. Jestem pozytywnie zaskoczona tym, że skośny pędzel do brwi
317/Wing Liner zachował tak idealny kształt i nadal jestem w stanie wykonać nim precyzyjną kreskę. W przypadku skośnych pędzli innych marek włosie zaczyna się odkształcać, a więc po jakimś czasie trudno o jakąkolwiek precyzję w makijażu.
Pędzle, które również mam od około dwóch lat, to zestaw
Rose Golden Complete Eye Set. Wyglądają bardzo elegancko i klasycznie dzięki połączeniu brązu i różowego złota. Niestety mają jedną, poważną wadę – trzonki nie są lakierowane jak w przypadku dwóch wcześniej omawianych zestawów. Zatem bardzo szybko widać na nich ślady od podkładu, pudru czy cieni. Na skuwkach trochę bardziej widać małe zarysowania, ale nie mają plam czy zacieków. Napisy w stanie nienaruszonym, białe włosie nieco poszarzałe. Model
315/Fine Liner tak samo, jak w przypadku czarnego egzemplarza stracił precyzję.
Ostatnim zestawem, który również mam od około dwóch lat jest Rose Golden Vol. 2. Po ten zestaw sięgam najczęściej. Myślę, że podoba mi się wizualnie i dlatego intuicyjnie wybieram pędzle z tymi pastelowymi trzonkami. Również są matowe, ale nie widać na nich zabrudzeń tak, jak w przypadku wyżej omawianego zestawu. Włosie nie straciło kształtu i nie jest tak odbarwione, jak w poprzednich modelach. Mam zastrzeżenia co do pędzla 104/Buffer, z którego wystają dłuższe włoski, ale nie wpływa to na sposób rozprowadzenia podkładu. Skuwki są nieco bardziej porysowane, niż w przypadku innych modeli, chociaż nie obchodziłam się z nimi jakoś bardziej brutalnie. Poza tym już od nowości miały drobne przebarwienia w miejscach zacisku. Mimo kilku wad jestem z nich zadowolona głównie dlatego, że cieszą oko. Zawsze dostaję o nie mnóstwo pytań kiedy wyciągam je ze swojej kosmetyczki.
Do wykonania codziennego makijażu sięgam po zaledwie kilka modeli. Moje ulubione to:
104/Buffer – do nakładania podkładu (uwielbiam flat top-y!)
126/Luxe Cheek Finish – do pudru wykończeniowego i brązującego oraz do różu
227/Luxe Soft Definer – do aplikacji cienia i roztarcia go
234/Luxe Smoky Shader – do roztarcia kreski na górnej powiece, którą wykonuję czarną kredką lub eyelinerem oraz do podkreślenia dolnej powieki
Reszty używam wówczas, kiedy mam więcej czasu na zabawę z makijażem lub kiedy jest do wykonania coś bardziej skomplikowanego. Powyższa czwórka jest taką moją podstawą i myślę, że spokojnie mogłabym się obejść bez innych modeli.
➤ JAK MYJĘ I SUSZĘ SWOJE PĘDZLE?
Muszę przyznać, że nie przepadam za czyszczeniem pędzli do makijażu. Wbrew pozorom nie jest to nic skomplikowanego, ale zabiera trochę czasu. Kiedyś korzystałam z różnych gadżetów takich jak Brush Egg, osłonki do formowania pędzli czy też stojak do suszenia, ale z perspektywy czasu wiem, że to zbędne akcesoria. A więc jak je myję? Do większego naczynia nalewam trochę szamponu dla dzieci Babydream z Rossmanna i mieszam go z wodą, a następnie zanurzam tam wszystkie brudne pędzle tak, jak na zdjęciu. Po około 30-40 minutach wyjmuję je i pocieram włosiem o dłoń – szampon trochę się spieni, a następnie płuczę je dokładnie pod bieżącą wodą. Później nalewam jeszcze odrobinę szamponu na włosie i ponownie pocieram o dłoń tak, aby do końca usunąć wszelkie zanieczyszczenia. Odciskam nadmiar wody, wycieram każdy pędzel ręcznikiem i formuję jego włosie tak, aby było idealnie proste i gładkie. Na koniec spryskuję płynem do dezynfekcji, układam każdy model równo na ręczniku i rano pędzle są już gotowe do użycia.
Jestem pewna, że niektóre z Was oparły się temu szałowi na pędzle Zoeva i nadal nie posiadają ani jednego modelu. Czy ostatecznie warto je kupić? Muszę przyznać, że osobiście jestem z nich bardzo zadowolona. Poza ubytkami farby w najstarszych modelach nie posiadają większych wad, które mogłabym z miejsca wymienić, jeśli chodzi pędzle innych marek. Dodam, że nie obchodzę się z nimi jakoś szczególnie delikatnie – podróżują ze mną luźno wrzucone do kosmetyczki bez żadnych osłonek, więc to chyba najlepszy test na wytrzymałość włosia. Pędzle to bardzo fajny pomysł na prezent dla osoby, która interesuje się makijażem. Zestawy od Zoevy są zapakowane w piękne, porządnie wykonane kosmetyczki, więc to dodatkowy atut. Myślę, że jeśli chcecie zainwestować trochę więcej gotówki w akcesoria, które posłużą Wam trochę dłużej, to warto postawić na Zoevę.
Jaka jest Wasza opinia o pędzlach Zoeva? Widziałam wiele dobrych, ale też sporo krytycznych recenzji – napiszcie jak to jest u Was. A może dopiero zamierzacie je kupić?