6xNIE CZYLI KILKA KOSMETYCZNYCH NIEWYPAŁÓW.
Picture of Daria

Daria

Autorka wpisu

Dziś mała porcja kosmetycznych rozczarowań. Pokażę Wam kilka produktów, które nie do końca przypadły mi do gustu. Dużym zaskoczeniem będzie produkt, który od kilku dobrych lat był moim ulubieńcem, jednak ostatnio mocno mnie zaskoczył. Dlaczego? Czytajcie dalej. 

Zacznę od tuszu, z którym moje rzęsy się nie polubiły, a mowa o Revlon Ultimate All-In-One Mascara. Uwielbiam wersję niebieską z tej serii (Volume+Lenght Magnified), natomiast czerwona jest małym rozczarowaniem. Sam tusz nie jest zły, ale szczoteczka bardzo skleja i obciąża rzęsy sprawiając, że wyglądają niechlujnie. Nigdy nie przepadałam za silikonowymi szczoteczkami (choć jest kilka wyjątków), ale ta jest naprawdę kiepska. 
Bardzo żałuję, że mój ulubiony puder Manhattan Clearface został wycofany ze sprzedaży. Od jakiegoś czasu próbuję znaleźć następcę, ale jak na razie zaliczam same wpadki. Jedną z nich jest puder IsaDora Velvet Touch Compact Powder, który wygląda na mojej skórze bardzo nienaturalnie. Uwidacznia pory, podkreśla suche skórki, a ponad to bardzo szybko zaczynam się świecić. Nie jest to produkt typowo matujący, ale też nie sprawdza się w przypadku wygładzenia skóry i utrwalenia makijażu. Plus za ładne opakowanie i wygodną w użytkowaniu gąbeczkę, ale nic poza tym. 
Pisaki z Catrice Longlasting Brow Definer miały być świetne do tzw. piórkowania brwi. Przyznam, że wolałam ich używać do wykonania subtelnej kreski na górnej powiece, ponieważ na brwiach efekt był zbyt widoczny. Odcień 040 Brow’dly Presents po jakimś czasie utlenia się na zielono i jest mocno widoczny. Poza tym pisaki szybko wysychają i wiem, że wiele z Was ma z nimi tego typu problemy. 
Rzadko używam eyelinera, ale ostatnio miałam ochotę na bardziej intensywną kreskę na górnej powiece, więc odnalazłam w swojej kosmetyczce produkt The Balm o nazwie Schwing. Nawet nie zdążyłam wyjść z domu, a kreska była rozmazana w zewnętrznych kącikach oczu. Nie chciałam jej zmywać i od nowa robić całego makijażu, więc utrwaliłam kreskę czarnym cieniem. To pomogło, ale na krótko. Pamiętam, że kiedyś lubiłam go używać i nie sprawiał mi żadnych problemów. Być może formuła została zmieniona.
Pamiętacie, że od zawsze byłam wielką fanką samoopalacza Sun Ozon z Rossmanna? Wyglądał na mojej skórze niezwykle naturalnie, nie robił zacieków i plam. Po zużyciu starego opakowania postanowiłam kupić nowe i efekt po jego aplikacji jest zupełnie inny. Opalenizna wpada w pomarańczowe tony, jest nierówna i z daleka widać, że to chyba nieudana zabawa z samoopalaczem. Nie wiem czy to kwestia zmiany w formule, czy moja skóra płata mi jakieś figle. Bardziej skłaniam się ku pierwszej wersji. Może polecicie jakiś naprawdę dobry, sprawdzony samoopalacz? 
I na koniec maseczka do włosów L’biotica Biovax Bambus&Avocado, którą mi polecałyście, ale okazała się małym niewypałem. Zawiera w składzie ekstrakt z korzenia, liści i młodych pędów bambusa oraz olej awokado (który przecież uwielbiam). Skład na pierwszy rzut oka wydaje się całkiem w porządku. Ponad to producent obiecuje efekt pogrubienia, zagęszczenia i intensywnej regeneracji. Maseczka bardzo obciążyła moje włosy, zaczęły się mocno strączkować, a na końcach były totalnie przesuszone. Poza tym miałam problem z elekryzowaniem się włosów i musiałam nałożyć dodatkową porcję odżywki bez spłukiwania, aby to zminimalizować. Miałam nadzieję, że maseczka z moim ulubionym olejem będzie strzałem w dziesiątkę, natomiast zupełnie się nie sprawdziła. Wiem, że wiele z Was ją lubi i być może po prostu nie odpowiada aktualnym potrzebom moich włosów. Spróbuję jej użyć za kilka tygodni, ale na razie nie mam ochoty do niej wracać. Plus za piękny zapach, który niestety nie utrzymuje się zbyt długo, a szkoda. 

Spotkały Was ostatnio jakieś kosmetyczne rozczarowania? Dajcie znać w komentarzach i jeśli macie jakieś pytania, to postaram się pomóc 🙂

Zapraszam też na mój INSTAGRAM @kosmetycznahedonistka
Przeczytaj także