Zapach to dla mnie coś, na co bardzo zwracam uwagę w kontaktach z innymi ludźmi. Stanowi naszą wizytówkę, dopełnia stylizację, a także odzwierciedla charakter i usposobienie. Uwielbiam pięknie pachnące kosmetyki, a ich zapachy pomagają mi podjąć ostateczną decyzję o zakupie. To, że jestem kolekcjonerką perfum nie powinno więc nikogo dziwić. Pora na prezentację moich wiosennych faworytów z dodatkiem kontrowersyjnego składnika, więc jeśli jesteście ciekawe – zapraszam do czytania dalej.
Na początek perfumowana mgiełka zapachowa do ciała i włosów od marki Benefit “Just Confess You’re Obsessed” Bathina. Nazwa jest jak najbardziej trafiona, bo to kompozycja przywołująca na myśl taką aromatyczną kąpiel z mydlaną nutką świeżości i pudrowości. Bathina jest dosyć specyficznym zapachem, który wszędzie rozpoznam. Dzięki temu, że nie zawiera alkoholu, to można go używać do ciała i włosów. Myślę, że tak właśnie pachniały kobiety w stylu retro! Na uwagę zasługuje też piękny flakon, który jest często ozdobą moich blogowych zdjęć. Idealny zapach na wiosnę i lato, który przypomina mi mnóstwo pozytywnych chwil. Swoją drogą – czy perfumy są dla Was takimi “nośnikami” wspomnień?
Moje stałe czytelniczki z pewnością wiedzą, że mam ogromny sentyment do perfum Michael Kors. Zaczęło się od zapachu Sexy Amber, który jest jest jednym z najcięższych, ale też najbardziej trwałych aromatów z jakimi miałam do czynienia. Nie wiem jak to jest z Wami, ale ja bardzo cenię zapachy, które utrzymują się przez długi czas. Największym zawodem dla mnie są perfumy z górnej półki, które pachną przez kilkanaście minut, a następnie stają się zupełnie niewyczuwalne. Mam wtedy poczucie totalnie straconych pieniędzy i niechęci do całej marki, przez co zazwyczaj nie daję już szansy innym zapachom z oferty. Może to błąd, natomiast kiedy wydajemy na perfumy więcej, to można mieć wobec nich pewne oczekiwania. Wracając do zapachów Michael Kors, to sposób im odmówić niesamowitej trwałości. Na mojej skórze utrzymują się przez cały dzień, a ubrania pachną aż do wyprania. Wiosenną propozycją od marki jest Sexy Blossom, który łączy w sobie nuty kwiatowe, piżmowe i drzewne. Można tu wyczuć zapach liczi, piwonii, konwalii, frezji i róży. Drzewo sandałowe i piżmo dodaje całej kompozycji ciekawego charakteru. Perfumy są bardzo intensywne, rozwijają się na skórze i to kolejna niebanalna propozycja tej marki. Jest słodko, ale bez przesady. To jeden z tych zapachów, który podoba się mężczyznom i często zwracają na niego uwagę (wiem to z doświadczenia). Używam go zarówno na dzień, jak i na wieczór, ale to z pewnością wiosenna kompozycja, która będzie wprost idealna na tę porę roku.
Kolejnym zapachem, który świetnie wpasowuje się w wiosenny klimat jest Be Tempted Eau So Blush od DKNY. Początkowo można go trochę zlekceważyć i pomyśleć, że jest po prostu różowy i banalny, jednak po chwili wyczuwam w nim tą ostrą, charakterną nutę za którą go uwielbiam. Znajdziemy tu woń różowego grejpfruta, czerwonej porzeczki i pomarańczy przełamaną aromatem różowej piwonii oraz drzewa jaśminowego i cedrowego. Piżmo dodaje całej kompozycji charakteru, a morela ją ociepla.
W ramach ciekawostki – piżmo jest wydzieliną z gruczołów okołoodbytniczych piżmowca syberyjskiego. Tą substancję można pozyskać także od skunksa czy kaczki piżmowej. Od wielu lat jest uważana za afrodyzjak, ponieważ piżmowiec wytarza ją w celu zwabienia samicy. Mimo wszystko nie pokładałabym w nim zbyt wielkich nadziei – ludzie to jednak nie piżmowce 🙂 Coraz częściej naturalne piżmo zastępuje się tym syntetycznym, ale przyznajcie, że oryginalna wersja jest nieco kontrowersyjna (także z uwagi na sposób pozyskiwania). Dzięki niemu zapach utrzymuje się dłużej i ma specyficzny charakter, którego osobiście jestem wielką fanką.
Aromatics In White od Clinique to coś idealnie wpasowującego się z mój gust. Kompozycja jest nieco ostra, orzeźwiająca i niebanalna przez swoją orientalną nutę. Nie przepadam za typowo kadzidlanymi zapachami, ale ten ma w sobie coś więcej. Nutami głowy są pieprz syczuański, liść fiołka i labdanum, nutami serca są kwiat pomarańczy, róża i paczula, a nutami bazy są ambra, piżmo, benzoes i wanilia. Przyznajcie, że to dosyć ciekawe połączenie? Mam malutką wersję tego zapachu, ale ta pełnowymiarowa z pewnością trafi do mojej kolekcji.
I na koniec ostatni zapach, na który postawię tej wiosny czyli Tom Ford Sole Di Positano. Co prawda są to perfumy dla kobiet, ale mogłyby przypaść do gustu także mężczyznom. Uwielbiam męskie perfumy, bo potrafią być o wiele ciekawsze, a przede wszystkim trwalsze, niż te damskie. To zapach cytrusowo-kwiatowy, gdzie obecne są nuty włoskiej bergamotki, gorzkiej pomarańczy, cytryny, mandarynki, pachnotki, drzewa sandałowego, jaśminu, konwalii i piżma. Brzmi kobieco, prawda? Mimo to wyczuwam tu tą fajną, męską i silną nutę, która czyni ten zapach wyjątkowym. Sole Di Positano nie będzie kompozycją dla każdego, bo perfumy tej marki są generalnie bardzo specyficzne. Myślę, że albo się je kocha, albo nienawidzi. Ja należę do tej pierwszej grupy.
Jeśli jesteście ciekawe moich ulubionych zapachów na jesień i zimę lub po prostu jesteście fankami nieco cięższych kompozycji, to zajrzyjcie tutaj klik.
Lubicie perfumy z piżmem? Jakich perfum na wiosnę używają moje czytelniczki? A może macie tylko jeden zapach, który towarzyszy Wam niezmiennie od wielu lat?