Lubię rozmawiać z mamą na różne, urodowe tematy i ostatnio wróciłyśmy do moich szalonych pomysłów, jakie miałam będąc nastolatką. Doskonale pamiętam te buntownicze czasy, kiedy chciałam eksperymentować ze swoim wyglądem i dopiero dziś zdaję sobie sprawę, że dzięki mojej mamie uniknęłam kilku urodowych katastrof. Wtedy zupełnie nie rozumiałam braku przyzwolenia na niektóre rzeczy, ale z perspektywy czasu wiem, że w pewnym wieku warto posłuchać osoby bardziej doświadczonej. Jeśli chcecie się dowiedzieć o czterech urodowych błędach, których uniknęłam dzięki mojej mamuśce, to zapraszam do dalszego czytania.
# TATUAŻ
Moje szalone pomysły zaczęły się tak na dobrą sprawę już w czasach gimnazjalnych. Nosiłam wtedy powyciągane swetry z lumpeksu, podarte spodnie i glany, a na plecaku miałam pełno naszywek z Kurtem Cobainem i hasłami typu “punk’s not dead” czy “anarchy”. Co ciekawe – plecak mam do dziś, a te czasy wspominam z pewnym sentymentem. Moje gusta muzyczne zupełnie się nie zmieniły, styl zdecydowanie tak, natomiast całe szczęście, że po tym buntowniczym okresie nie została mi pamiątka w postaci dziwacznego tatuażu, jaki chciałam sobie wówczas zrobić. Miałam tysiące pomysłów, począwszy od tribali, a skończywszy na dziwnych tekstach z piosenek, jakie wtedy były modne. Za każdym razem, kiedy wspominałam rodzicom o tatuażu, to słyszałam stanowcze “nie”, ale mama zawsze tłumaczyła mi z czego wynika brak przyzwolenia. Tatuaż to jednak coś na całe życie i co prawda można go usunąć lub zakryć, jednak decyzja o nim powinna być świadoma i przemyślana (a z myśleniem u nastolatków bywa różnie). Mając naście lat nie do końca zdajemy sobie sprawę z konsekwencji i kierujemy się impulsem, a czasem nasze wybory są podyktowane chęcią zrobienia na przekór. Mimo, że zawsze byłam bardzo zbuntowana, to nie postawiłam na swoim i nie poszłam do studia tatuażu. Myślę, że gdzieś podświadomie wiedziałam, że to nie jest dobry pomysł, ale kto wie jakby się sprawy potoczyły, gdyby moja mama na to pozwoliła. Mimo, że tatuaże bardzo mi się podobają, to uważam, że dziś żałowałabym tej decyzji głównie ze względu na wybrany wzór. Mama w drodze negocjacji pozwalała mi na kolczyki, które trochę rekompensowały ten brak przyzwolenia na tatuaż i wiele z nich mam do dziś.
# TRWAŁA ONDULACJA
No tak – mając włosy proste zwykle chcemy mieć kręcone i na odwrót. Moim kolejnym, genialnym pomysłem była trwała ondulacja, bo marzyłam o pięknych lokach niczym u Natalii Oreiro ze “Zbuntowanego Anioła” (pamiętacie ten serial? 😂). Mama zawsze ostrzegała mnie przed tego typu zabiegiem, bo sama często eksperymentowała z włosami i później gorzko tego żałowała. Pewnego razu byłam już tak naprawdę o krok od wybrania się do fryzjerki, ale siła perswazji mojej mamy zwyciężyła. To tak trochę jest, że kiedy w młodym wieku decydujemy się na pierwszy, bardziej poważny zabieg u fryzjera, to wpadamy w pewną obsesję zmian. Bóg jeden wie jak teraz wyglądałyby moje włosy, o ile w ogóle bym je miała.
# DRASTYCZNE ŚCIĘCIE WŁOSÓW
Od kiedy pamiętam miałam długie włosy. Będąc małą dziewczynką sięgały prawie do kolan i już wtedy wykazywałam skłonności do zmian. Męczyłam wtedy mamę, żeby zaplatała mi na noc drobniutkie warkoczyki, aby kolejnego dnia mieć piękne fale. W czasach nastoletnich zaczęła się moda na ścinanie i z uporem maniaka namawiałam mamę, aby pozwoliła mi na krótkiego boba. Co ciekawe, doskonale wiedziałam, że tak krótkie włosy nie będą mi pasowały, ale skoro wszystkie koleżanki ścinają, to dlaczego mam być gorsza (logika nastolatki). Dzięki mojej mamie nigdy nie zdecydowałam się na krótką fryzurę i całe szczęście, bo pewnie płakałabym później w poduszkę. Kombinowałam za to z farbowaniem, cieniowaniem, pazurkami i degażowaniem, ale nigdy nie byłam do końca zadowolona z efektów.
# BRWI NA EDYTĘ BARTOSIEWICZ
Pamiętacie te podwójne brwi w stylu Edyty Bartosiewicz (klik)? Tak, chciałam mieć identyczne. Miałam nawet przygotowane narzędzie zbrodni w postaci pęsety na moim biurku i codziennie walczyłam z mamą, aby pozwoliła mi dokonać tego “wspaniałego” dzieła. Na szczęście mama wyperswadowała mi, że to bardzo głupi pomysł i ostatecznie z niego zrezygnowałam. Czasem tak jest, że raz wyrwane włoski z brwi już nigdy nie odrastają i nawet pomada od Anastasii BeverlyHills mogłaby nie dać rady.
Teraz kolej na Was – jakich urodowych błędów uniknęłyście dzięki swoim rodzicom? Piszcie, chętnie poznam Wasze historie 😉