3 BŁĘDY W PIELĘGNACJI MOJEJ CERY, KTÓRE JESZCZE DO NIEDAWNA POPEŁNIAŁAM…
Picture of Daria

Daria

Autorka wpisu

Mogę śmiało przyznać, że jestem już weteranką w kwestii pielęgnacji mojej cery, która potrafi być okropnie kapryśna. Jak wiecie w przeszłości miałam duży trądzik i próbowałam już naprawdę wielu rzeczy, aby doprowadzić moją cerę do ładu. Nadal nie jest idealnie, ale (odpukać) aktualnie nie mogę na nią narzekać. Mimo sporego doświadczenia z różnymi formami pielęgnacji nadal zaliczam wpadki i  to właśnie o trzech z nich przeczytacie w dalszej części dzisiejszego wpisu.

ZBYT CZĘSTE UŻYWANIE PEELINGÓW ENZYMATYCZNYCH
O ile z wyrobieniem sobie nawyku systematycznego nawilżania mojej cery zawsze miałam problem, to ze złuszczaniem było wręcz przeciwnie. Najchętniej robiłabym to dwa razy dziennie – rano i wieczorem. Mam wtedy wrażenie, że moja skóra jest mocno oczyszczona, odświeżona, a podkład wygląda na niej o wiele lepiej. I takie podejście do tematu mnie trochę zgubiło. Ostatnio rzuciłam się w wir złuszczania za pomocą peelingów enzymatycznych. To takie niby nic, bo tego typu produkty nie mają żadnych drobinek i są dosyć niepozorne w konsystencji, a jednak potrafią zrobić swoje. Dosłownie rozpuszczają martwy naskórek, który po chwili możemy zrolować i zmyć z twarzy. To taki satysfakcjonujący rytuał od którego chyba się trochę uzależniłam, a to z kolei poskutkowało podrażnieniem mojej cery. Stała się jeszcze mocniej reaktywna, przetłuszczająca, a po nałożeniu obojętnie jakiego kremu odczuwałam pieczenie. No cóż, po prostu przegięłam z tym złuszczaniem i można powiedzieć, że wpadłam tę enzymatyczną pułapkę. Nie dajcie się zwieść niepozorności takiego złuszczania. Te produkty robią swoja czyli rozpuszczają nasz naskórek i oczywiście warto to raz na jakiś czas zrobić, ale nie codziennie. Nasza cera również musi mieć jakąś warstwę ochronną, a takie zbyt częste drażnienie jej może skończyć się źle. Już nie wspomnę o tym, że lato nie jest najlepszą porą na takie maniakalne złuszczanie 🙂 
NIE ZMYWANIE PŁYNU MICELARNEGO
Płynów micelarnych używam w zasadzie od kiedy zaczęłam swoją walkę z trądzikiem czyli już jakieś 15 lat (wow, aż sama się zdziwiłam, że aż tyle). Nie wyobrażam sobie, aby mogło go w mojej pielęgnacji zabraknąć. Sęk w tym, że przez te 15 lat używałam go niewłaściwie czyli nie zmywałam  ze skóry wodą, a jak się okazuje – trzeba to robić, bo to detergent, który może powodować przesuszenie i podrażnienia. Niestety sam producent na opakowaniu wprowadzał w błąd, bo  zaznaczał, że nie trzeba go zmywać wodą, więc uznałam to za coś prawidłowego. Postanowiłam zobaczyć jak moja skóra zareaguje, gdy zacznę zmywać płyn micelarny wodą i wynik tego eksperymentu mnie naprawdę zaskoczył. Już po około 2 tygodniach zauważyłam, że mam mniej zaskórników, a skóra nie jest przesuszona w okolicach skroni, co uważałam za normalne w przypadku mojej cery. Zaobserwowałam też znaczne zmniejszenie przetłuszczania się mojej strefy T, a konkretnie czoła. I pomyśleć, że wystarczyła taka mała, pozornie błaha zmiana w mojej wieloletniej pielęgnacji… A czy Wy zmywacie płyn micelarny? Czy może również dałyście się zwieść zaleceniom producenta?

UŻYWANIE MAŚCI NA TRĄDZIK/KREMÓW/KOSMETYKÓW PO TERMINIE WAŻNOŚCI

Wiem co sobie pomyślicie czytając zdanie powyżej, ale już tłumaczę co mam na myśli. Nie chodzi tu o celowe używanie leków czy kosmetyków po terminie w nadziei, że może nic się nie stanie. Myślę, że po prostu momentami tracę poczucie czasu i umyka mojej uwadze jak długo stosuję już dany produkt. Ostatnio zdałam sobie sprawę z tego, że tubkę maści na trądzik otworzyłam prawie pół roku temu, a akurat ten lek jest zdatny do użycia do 3 miesięcy po otwarciu. Co może się zdarzyć stosując produkt po terminie ważności? W najlepszym wypadku nic – po prostu dany produkt stracił swoje właściwości i nie zadziała na nas ani pozytywnie, ani negatywnie. Jednak może zdarzyć się i tak, że w wyniku przeterminowania substancji zawartych w produkcie zacznie on uczulać, a więc możemy liczyć się z wysypkami, podrażnieniami czy przebarwieniami. To i tak niewielkie konsekwencje, bo w przypadku leków mogą być o wiele poważniejsze. Wiecie – piszę tu oczywistą oczywistość i pewnie wiele z Was doskonale zdaje sobie z tego sprawę, ale wiem z własnego doświadczenia, że czasem po prostu tracimy czujność. Jestem niemalże pewna, że w Waszych kosmetycznych zbiorach znajdują się produkty grubo po dacie ważności i warto raz na jakiś czas zrobić przegląd, eliminując potencjalne zagrożenie. To zaskakujące, że np. jakiś balsam do ciała czy krem jest ważny tylko przez 3 miesiące od otwarcia. Kto by pomyślał, że w dobie takiej ilości konserwantów w kosmetykach mogą być tak krótko zdatne do użycia? A jednak. Później nierzadko zachodzimy w głowę co poszło nie tak, że pojawiła się jakaś wysypka czy mamy dziwnie opuchnięte powieki, a winny może być po prostu przeterminowany kosmetyk. I nie musi to być produkt pielęgnacyjny, a np. zbyt długo otwarty tusz czy cienie do powiek, które również mają datę ważności.

Dziewczyny, czy takie błędy również się Wam przytrafiają? Jestem ciekawa jakie najgorsze rzeczy zrobiłyście swojej skórze w przeszłości. Chętnie poznam Wasze historie!



Obserwuj mnie na:

____________________________
Przeczytaj także

Dyson Airwrap vs. Revlon One Step

Jeśli kiedykolwiek zastanawiałaś się nad zakupem jakiegoś urządzenia do wygładzania włosów, które będzie dla nich trochę bardziej łagodne, niż tradycyjna prostownica, to mam coś dla

Czytaj dalej »