Mogę śmiało przyznać, że jestem już weteranką w kwestii pielęgnacji mojej cery, która potrafi być okropnie kapryśna. Jak wiecie w przeszłości miałam duży trądzik i próbowałam już naprawdę wielu rzeczy, aby doprowadzić moją cerę do ładu. Nadal nie jest idealnie, ale (odpukać) aktualnie nie mogę na nią narzekać. Mimo sporego doświadczenia z różnymi formami pielęgnacji nadal zaliczam wpadki i to właśnie o trzech z nich przeczytacie w dalszej części dzisiejszego wpisu.
ZBYT CZĘSTE UŻYWANIE PEELINGÓW ENZYMATYCZNYCH
O ile z wyrobieniem sobie nawyku systematycznego nawilżania mojej cery zawsze miałam problem, to ze złuszczaniem było wręcz przeciwnie. Najchętniej robiłabym to dwa razy dziennie – rano i wieczorem. Mam wtedy wrażenie, że moja skóra jest mocno oczyszczona, odświeżona, a podkład wygląda na niej o wiele lepiej. I takie podejście do tematu mnie trochę zgubiło. Ostatnio rzuciłam się w wir złuszczania za pomocą peelingów enzymatycznych. To takie niby nic, bo tego typu produkty nie mają żadnych drobinek i są dosyć niepozorne w konsystencji, a jednak potrafią zrobić swoje. Dosłownie rozpuszczają martwy naskórek, który po chwili możemy zrolować i zmyć z twarzy. To taki satysfakcjonujący rytuał od którego chyba się trochę uzależniłam, a to z kolei poskutkowało podrażnieniem mojej cery. Stała się jeszcze mocniej reaktywna, przetłuszczająca, a po nałożeniu obojętnie jakiego kremu odczuwałam pieczenie. No cóż, po prostu przegięłam z tym złuszczaniem i można powiedzieć, że wpadłam tę enzymatyczną pułapkę. Nie dajcie się zwieść niepozorności takiego złuszczania. Te produkty robią swoja czyli rozpuszczają nasz naskórek i oczywiście warto to raz na jakiś czas zrobić, ale nie codziennie. Nasza cera również musi mieć jakąś warstwę ochronną, a takie zbyt częste drażnienie jej może skończyć się źle. Już nie wspomnę o tym, że lato nie jest najlepszą porą na takie maniakalne złuszczanie 🙂
NIE ZMYWANIE PŁYNU MICELARNEGO
Płynów micelarnych używam w zasadzie od kiedy zaczęłam swoją walkę z trądzikiem czyli już jakieś 15 lat (wow, aż sama się zdziwiłam, że aż tyle). Nie wyobrażam sobie, aby mogło go w mojej pielęgnacji zabraknąć. Sęk w tym, że przez te 15 lat używałam go niewłaściwie czyli nie zmywałam ze skóry wodą, a jak się okazuje – trzeba to robić, bo to detergent, który może powodować przesuszenie i podrażnienia. Niestety sam producent na opakowaniu wprowadzał w błąd, bo zaznaczał, że nie trzeba go zmywać wodą, więc uznałam to za coś prawidłowego. Postanowiłam zobaczyć jak moja skóra zareaguje, gdy zacznę zmywać płyn micelarny wodą i wynik tego eksperymentu mnie naprawdę zaskoczył. Już po około 2 tygodniach zauważyłam, że mam mniej zaskórników, a skóra nie jest przesuszona w okolicach skroni, co uważałam za normalne w przypadku mojej cery. Zaobserwowałam też znaczne zmniejszenie przetłuszczania się mojej strefy T, a konkretnie czoła. I pomyśleć, że wystarczyła taka mała, pozornie błaha zmiana w mojej wieloletniej pielęgnacji… A czy Wy zmywacie płyn micelarny? Czy może również dałyście się zwieść zaleceniom producenta?
UŻYWANIE MAŚCI NA TRĄDZIK/KREMÓW/KOSMETYKÓW PO TERMINIE WAŻNOŚCI
Wiem co sobie pomyślicie czytając zdanie powyżej, ale już tłumaczę co mam na myśli. Nie chodzi tu o celowe używanie leków czy kosmetyków po terminie w nadziei, że może nic się nie stanie. Myślę, że po prostu momentami tracę poczucie czasu i umyka mojej uwadze jak długo stosuję już dany produkt. Ostatnio zdałam sobie sprawę z tego, że tubkę maści na trądzik otworzyłam prawie pół roku temu, a akurat ten lek jest zdatny do użycia do 3 miesięcy po otwarciu. Co może się zdarzyć stosując produkt po terminie ważności? W najlepszym wypadku nic – po prostu dany produkt stracił swoje właściwości i nie zadziała na nas ani pozytywnie, ani negatywnie. Jednak może zdarzyć się i tak, że w wyniku przeterminowania substancji zawartych w produkcie zacznie on uczulać, a więc możemy liczyć się z wysypkami, podrażnieniami czy przebarwieniami. To i tak niewielkie konsekwencje, bo w przypadku leków mogą być o wiele poważniejsze. Wiecie – piszę tu oczywistą oczywistość i pewnie wiele z Was doskonale zdaje sobie z tego sprawę, ale wiem z własnego doświadczenia, że czasem po prostu tracimy czujność. Jestem niemalże pewna, że w Waszych kosmetycznych zbiorach znajdują się produkty grubo po dacie ważności i warto raz na jakiś czas zrobić przegląd, eliminując potencjalne zagrożenie. To zaskakujące, że np. jakiś balsam do ciała czy krem jest ważny tylko przez 3 miesiące od otwarcia. Kto by pomyślał, że w dobie takiej ilości konserwantów w kosmetykach mogą być tak krótko zdatne do użycia? A jednak. Później nierzadko zachodzimy w głowę co poszło nie tak, że pojawiła się jakaś wysypka czy mamy dziwnie opuchnięte powieki, a winny może być po prostu przeterminowany kosmetyk. I nie musi to być produkt pielęgnacyjny, a np. zbyt długo otwarty tusz czy cienie do powiek, które również mają datę ważności.
Dziewczyny, czy takie błędy również się Wam przytrafiają? Jestem ciekawa jakie najgorsze rzeczy zrobiłyście swojej skórze w przeszłości. Chętnie poznam Wasze historie!
Obserwuj mnie na:
____________________________